Kobieto, nie maluj się tak mocno

Kwiecień 14, 2012

Co to zdjęcie tu robi wyjaśniam w środku tekstu. 

Ten wpis powinien pojawić się już dawno temu.

Na początku roku na Facebooku Sióstr Glam toczył się konkurs na makijaż studniówkowy. Oglądając wtedy kolejne zdjęcia, przecierałam oczy ze zdziwienia. Większość zgłoszonych panienek miała połowę twarzy zamalowaną na czarno (smooky eyes), a połowę na brązowo (bronzer, o którym toczyła się chyba największa dyskusja na czele z dziewczyną, która próbowała mi udowodnić, że to jej kość skroniowa rzuca cień na jej twarz, a nie przesadziła z make up’em). Temat był wtedy mocno przedyskutowany i w sumie nieprzyjmeny, bo opierał się na konkretnych przykładach, a tym dziewczynom wydawało się, że wyglądają ładnie. Moim zdaniem nie było ich widać spod tego make up’u.

Najzabawniejsze było to, że jak oglądałam na YouTube jak niektóre z nich wykonywały ten make up, to całość w przyspieszonym tempie trwała 10 minut. To ile im to zajęło w rzeczywistości? Niektóre z tych dziewczyn były naprawdę ładne…a potem zaczynały na siebie nakładać…bazę,podkład,bronzer, róż, rozświetlacz, pięć cieni do powiek, trzy kredki, dwie szminki, blyszczyk, tusz do rzęs i cyrkonie na koniec do ozdoby. Aaa i sztuczne rzęsy. Nie żartuję z tymi liczbami. Całość była oczywiście tłumaczona tym, że studniówka to wyjątkowy okazja i tego dnia trzeba wyglądać specjalnie. Przez to rozumiane było oczywiście wysmarowanie się taką ilością kosmetyków, że te dziewczyny robiły się do samych siebie niepodobne.

Przypomniał mi się wtedy mój kolega, który mówił, że kiedy zobaczył na wakacjach swoją dziewczynę bez pełnego make up, to odkrył jaka jest brzydka. Podobno makijaż dzienny w jej wydaniu wyglądał mniej więcej jak wysmarowanie sobie całej powieki węglem z ogniska. Bez tego okazało się, że ma niezłe wory pod oczami. Pewnie miała normalne, tylko piorunujący był efekt różnicy pomiędzy tapetą a wersją naturalną. A wystarczyłby tylko dobrze dobrany korektor i rozświetlacz.

Dlaczego piszę o tym teraz?

Już kilka czytelniczek napisało, że chętnie zobaczyłoby mnie w mocniejszym make up’ie. Bardzo mnie to rozbawiło, bo do zdjęć, które robię na bloga i tak robię sobie, moim zdaniem tak mocny makijaż, że zanim gdzieś wyjdę muszę go zmyć i nałożyć nowy, lżejszy.

Specjalnie na potrzeby tego tekstu poszukałam w komputerze zdjęcia, na którym mam najmocniejszy makijaż i to co oglądacie, to ja rok temu, wystylizowana na jakąs impreze przebieraną.

Musiałam go poszukać, bo w życiu się nie umaluję tak mocno. Oczywiście nie jestem wielką przeciwniczką kolorowego make up’u. Mam czerwone szminki i różowe (a nawet limonkowe) cienie do powiek, mam też eyeliner. Bywają w moim życiu takie dni, że ich używam, więc może kiedyś uda mi się Wam to pokazać, jak to wygląda w wersji codziennej.

Piszę jednak to wszystko, bo chciałam zwrócić uwagę na pewną sprawę – mamy 2012 rok, mamy kosmetyki, które potrafią wszystko. Mamy świetne produkty w niskich cenach. mamy podkłady, które nie robią zacieków. Mamy wielką wiedze o techikach makijażu, o składach prouktów, ich trwałości, napigmentowaniu…ale zapominamy o jednym.

Makijaż nie jest instrumentem, który powinien nas zmieniać.

Moim zdaniem makijaż to coś takiego, co powinno pomóc nam ukryć niedoskonałości i wydobyć nasz naturalny blask.

Masz syfa? Użyj korektora. Jesteś zmęczona? Dodaj rozświetlacz. Chcesz wyrównać kolor cery – poszukaj lekkiego, kryjącego podkładu.

Podkreślanie urody to niekoniecznie wymazanie oka dookoła czarną obwódką albo wykonturowanie każdego centymetra twarzy.

W makijażu mniej znaczy lepiej, a trendy to OSTATNIA rzecz jaką powinnyśmy się kierować. Po co komu trendy, skoro make up trzeba dopasować do własnej urody. Jednej z nas lepiej w kolorowych szminkach, drugiej w kocich oczach, a trzeciej z samym podkladem.

Żeby była jasność – bo zaraz pojawią się komentarze, że zabraniam się bawić make upem. A bawcie się ile chcecie, chętnie tez bym się pobawiła, ale nigdy nie mam na to więcej niż 5 minut czasu, a poza tym dobrze czuje się w mocnym make up’ie raz na pół roku. Martwi mnie tylko to, że ciągle odbijają nam się jakieś kosmetyczne porady z początku lat dziewięćdziesiątych – „pamiętaj – przed wielkim wyjściem podkreśl oko”, „na sylwestra najlepsze jest smooky eyes” czy „wieczorem nie wychodź bez różu” (w 2012 to raczej bez bronzera albo bez solarium).

Zwrócenie uwagi na oko, podkreślenie go to niekoniecznie wysmarowanie go czarnym albo brązowym dookoła, równie dobrze można wydobyć z niego blask beżowym cieniem i brązowym tuszem.

Twarz bez tapety wcale nie wygląda nago (tak, słyszałam takie rzeczy). Spróbujmy więc na wiosnę dopasować make up do siebie, a nie do trendów i nie zamalować sobie połowy twarzy różnymi maziajkami. Szkoda czasu.

Mam dla Was zadanie na wiosnę 2012 – zmieńcie radykalnie (na próbę na dwa tygodnie) jedną rzecz w swoim codziennim makijażu. Zamieńcie bronzer na róż, odstawcie eyeliner, poszukajcie innego koloru szminki, spróbujcie podkreślić oko kolorowym tuszem, a darujcie sobie cienie. Zróbcie coś innego. Ja kupiłam żółty cień do powiek ;) Bez obaw – specjalnie słabo napigmentowany.

 

ps. A kto jeszcze nie wziął udziału w konkursie, to ma szansę zrobić to teraz <klik>