Zakochani w Rzymie – moja opinia

Sierpień 25, 2012

Prosiliście wczoraj żebym napisała, co sądzę o Zakochanych w Rzymie. Na Facebooku mi się niestety nie zmieściło, więc powstała mini notka. Notka, a nie recenzja. Od razu uprzedzam, że za recenzenta się nie uważam.

Widziałam w życiu mało filmów (może 2-3 filmy na 10 przedstawień) i średnio się na nich znam;) Nie wydaje mi się jednak, żeby do kina chodzili sami wybitni znawcy kinematografii.  Zresztą ja już dawno przestałam czytać recenzje teatralne, bo po prostu chodzę na to, co chcę zobaczyć. Wczoraj po filmie posiedzieliśmy chwilę ze znajomymi porównując nasze opinie, więc coś tam może Wam się z tego przyda.

Ogólnie hejt na Allena trwa. Że się skończył, że robi coraz gorsze filmy, że za dużo ich robi itp. itd.

Z jego ostatnich filmów O połnocy w Paryżu, Vicky Cristina Barcelona, Scoop i Wszystko gra jak najbardziej mi się podobały. Podobał mi się też dobór aktorek (Johansson, Cruz <3), podobał mi się klimat i generalnie nie mam na co narzekać. Na natchnione sztuki chodzę sobie do teatru, i tam nigdy nie wiem kto pierwszy zwariuje – ja na widowni czy aktor na scenie. Od kina częściej oczekuję po prostu miłych dwóch godzin i odpowiedniej ilości soli w popcornie. Czyli mam  niższe wymagania.

Przechodząc do filmu

Dużych oczekiwań tutaj też nie miałam, bo wiedziałam, że Allen może zrobić film lekką ręką i nic wielkiego z niego nie wyjdzie. I tak też trochę było. Ogólnie stwierdziliśmy, że możemy ocenić go na 7/10, może 6/10. Ogląda się przyjemnie, są momenty w których cała sala płacze ze śmiechu, a kiedy tylko zaczyna robić się nudno, to Allen szybko zmienia wątek.

Naszym zdaniem poplątał te wątki za bardzo. Jak to słusznie zauważył mój kolega – miał pomysł na kilka krótkich metraży, ale miał robić jeden długi w Rzymie, więc pozlepiał to w całość. Zebrał dużo fajnych aktorów, ale nie do końca ich wykorzystał. Stworzył niby ciekawe (i czasem absurdalne historie), ale nie do końca je uzasadnił (co akurat moim zdaniem się wpisuje w konwencję, ale na przykład koledze przeszkadzało).

Ja bardzo cierpiałam, że nie poszedł w tę stronę, w którą twórcy Jedz, módl się, kochaj. Wiem, że to dwa zupełnie inne filmy, ale jednak znacie moją miłość do Rzymu. Chciałam zobaczyć spalone słońcem Koloseum (mój ulubiony budynek ever), chciałam zobaczyć Penelope Cruz jedzącą pizze (albo jeszcze lepiej- makaron), chciałam jakiejś sceny z lodami. Chciałam jakiejś sceny na skuterach, na Awentynie, z kelnerami, jakiejś awantury, przejazdu przez skrzyżowanie, dzikich tłumów turystów. A z Rzymu Allen zaserwował mi jedynie scenę gubienia się jednej z bohaterek, co niby było śmieszne, bo faktycznie wszyscy się w Rzymie gubią, ale bez przesady. W Jedz,módl się,kochaj była podoba scena i wyszła lepiej.

Nie mogę oczywiście nie zwrócić uwagi na muzykę – tutaj Rzym został oddany idealnie. Geniusz ją napisał i geniusz ją włożył w ten film – ta muzyka oddaje cały mój Rzym.

Generalnie – jeżeli lubicie Allena, Rzym, Penelope Cruz (chociaż to już nie jest ten geniusz roli, co Maria Elena), lub macie jakiś inny pretekst, to możecie się przejść. Całej reszcie nie wiem czy się będzie podobało.

No nic, mam nadzieję, że Wam się ta notka przydała :) Zostawiam Wam z widokiem na mój ukochany Rzym (i z najbardziej żenującym zdjęciem głównym na tym blogu, ale nie mogłam się przed tym powstrzymać). Ja tam muszę szybko wrócić. Chociaż może Toskania? A w ogóle to niech ktoś ze mną pojedzie do Neapolu, bo akurat tam, to sama się boję, a krąży plotka, że najlepsza pizza jest właśnie w Neapolu.

ps. Dajcie koniecznie znać, co Wy sądzicie o tym filmie :) W ogóle lubicie filmy Allena?