Nic się nie zmienia

Wrzesień 16, 2012

Mamy rok 1948. Wszystkie poznajemy Stanisława Dygata.

 Dygat w Pożegnaniach pisze tak:

– Bo ja mam tego wszystkiego potąd. O – pokazała na gardło. – Pan by powiedział, że się się pan nazywa Pikusiński albo Fikusiński, i zaczęłaby się cała ta heca, jak co wieczór. Pan nie wie, jacy oni są głupi, co tu przychodzą. Oni może nie są tacy głupi – poza tym.  Ale dla nas tutaj to oni przychodzą specjalnie po to, żeby znów być głupi. Ja ich znam, och! Gdybym tak w gazetach napisała to wszystko, co mi opowiada doktor B., generał albo redaktor P., to ma pan pojęcie, co by było?

„Pani jest inna niż wszystkie kobiety, wśród których się obracam. Ja dopiero przy pani wypoczywam. Ja też jestem inny, niż wszyscy myślą. Trzeba pracować dla ludzkości (kraju, społeczeństwa). Ja w gruncie rzeczy jestem taki prosty, swój chłopak (chłopak? niech go szlag trafi) i najchętniej uciekłabym z panią w jakieś zacisze, do jakiegoś uroczego zakątka wiejskiego, bo naturę kocham nade wszystko, głowę skłoniłbym na pani kolana i czytałbym poezję .Ach! jak ja kocham poezję (wszystko, psiakrew,kocha). Ale cóż o tym marzyć! Nie dla siebie człowiek żyje. Społeczeństwo…”

 

I co się zmieniło? Nic.