Kremy do rąk na zimę

Styczeń 26, 2013

Dwa kremy do rąk – dużo plusów (jeden dość zaskakujący) i taki tyci, tyci minusik.

Kremy do rąk to chyba kosmetyki, które zmieniam najczęściej. W zeszłym roku miałam straszne problemy z wysychającą skórą zimą. Dosłownie nie mogłam się nigdzie ruszyć bez kremu, bo ciągle towarzyszyło mi to koszmarne uczucie, że MUSZĘ  w tym momencie posmarować dłonie. Taki etap totalnego wysuszenia, macie tak czasem?

Na szczęście w tym roku jest znacznie lepiej. Na przełomie grudnia i stycznia testowałam dwa kremy do rąk Lirene.

Ten większy (parafinowy) ma w składzie  parafinę stałą,olej parafinowy, biotynę i niacynę. Używałam go zawsze w domu (czyli najczęściej rano i wieczorem). Przede wszystkim pięknie pachnie pachnie  (wydaje mi się, że to jest delikatnie ziołowo-leczniczy zapach). Ma  trochę wodną konsystencję, ale tworzy dość dobrą warstwę ochronną, a przy tym szybko się wchłania i nie lepi się. Mniejszy (ratunek) zawiera masło shea i alantoinę. Nosiłam go w torebce i używałam w ciągu dnia w razie potrzeby. Pachnie dość neutralnie, z niczym mi się nie kojarzy. Spodziewałam się w takim małym opakowaniu bardzo tłustego kremu, a znalazłam coś w przybliżonej konsystencji do parafinowego,więc na początku myślałam, że w ogóle nie będzie działał. Bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Krem wchłaniał się również w szybkim tempie i ratował moje dłonie w ciągu dnia, kiedy to nie zakładałam rękawiczek, bo musiałam siedzieć na fejsie czekając na tramwaj (pozdrawiam współuzależnionych).

Obydwa kremy bardzo dobrze nawilżają i co mnie najbardziej zaskoczyło, bo to zdarzyło mi się pierwszy raz zimą – świetnie działają na skórki przy paznokciach. Po miesiącu zorientowałam się, ze w ogóle przestałam używać oliwki. Przyznaję za to duży  plus, bo to znacznie ułatwia życie.

Jedyny minus jaki mają (również obydwa) to opakowania. Nie wiem jak Wy, ale ja nie lubię kremów do rąk w takich sztywnych tubkach, bo mam problem pod koniec z wyciśnięciem ich. Ponieważ na początku nie sądziłam, że one mi się aż tak bardzo spodobają, to nie zrobiłam im zdjęć. W momencie w którym już wiedziałam, że będę o nich pisać, musiałam trochę nagimnastykować się z prostowaniem opakowań i światłem,  żeby to w miarę dobrze wyglądało. Kiedy kremu zostaje jeszcze na jakieś 3-4 dni, jednym wyjściem jest po prostu przecięcie opakowania nożyczkami. W takiej postaci stawiam to sobie w łazience i wtedy nic się nie marnuję. Wolałabym jednak bardziej miękkie opakowania, ale cóż. Lepsze złe opakowania, a dobra zawartość niż odwrotnie. A jakie są Wasze ulubione kremy na zimę?