Masło shea – pielęgnacja suchych włosów

Kwiecień 22, 2013

Masło shea jest już od jakiegoś czasu jednym z moich ulubionych kosmetyków nawilżających do ciała. Polecane jest też jako super kuracja dla włosów suchych. Sprawdziłam czy działa.

Przy okazji uzupełniania zapasów peelingów i olejków w Starej Mydlarni postanowiłam też kupić sobie na wagę masło shea. Zachęciła mnie sprzedawczyni, która widząc, że szukam czegoś nowego do pielęgnacji włosów zaproponowała mi właśnie zrobienie sobie maseczki z masła shea. Lojalnie uprzedziła – zmywanie nie będzie łatwe, ale klientki po to masło wracają.  Stwierdziłam, że spróbuję, bo gdyby ta forma mi nie odpowiadała, to i tak na pewno zużyję masło jako balsam do ciała. Zdecydowałam się na to o zapachu guarany. Porcja 700 g. kosztuje 100 zł. To, co widzicie na zdjęciu głównym to porcyjka (kroi się ją nożem jak ciasto – świetnie to wygląda!) warta ok 20 zł.

Dla kogo?

Czyste masło shea jest w zasadzie dla każdego, bo ma dosłownie milion zastosowań. Można je wmasować w każdą możliwą część ciała, a zwłaszcza w te, które wymagają dodatkowego nawilżenia. Ja najbardziej lubię używać go po prostu jako balsamu do ciała, kremu do rąk na noc, kremu do stóp (jeżeli dodatkowo założycie na noc skarpetki, rano stopy będą bardzo  gładkie) oraz do pielęgnacji skórek przy paznokciach. Fajnie sprawdza się też podczas masażu lub jako ratunek dla przesuszonej i podrażnionej cery (ale musicie uważać – może zapychać). Niezłym pomysłem jest też nałożenie minimalnej ilości na brwi – fajnie je dyscyplinuje i dodaje trochę blasku.

Jeżeli chodzi o włosy to polecane jest do mocno przesuszonych i zniszczonych. Zapobiega ich puszeniu się, poprawia ogólną kondycję (zwłaszcza końcówek) i dodaje blasku całej fryzurze. Chętnie używane jest do ochrony włosów przed słońcem – nakładamy je wtedy na same końcówki lub jako maska (na kilka godzin lub całą noc). Ja skorzystałam z tej ostatniej opcji.

Masło shea jako maska do włosów na noc

luty 388

Masło shea bardzo szybko można rozgrzać w dłoni. Pod wpływem ciepła staje się bardzo plastyczne i nie ma żadnego problemu z nałożeniem go na włosy. Ja używałam go mniej więcej od połowy włosów w dół, czyli głownie na tę część włosów na której mam jeszcze rozjaśniacz (czyli jest bardziej sucha). Po wmasowaniu produktu we włosy, przeczesałam je grzebieniem z szeroko rozstawionymi ząbkami, na poduszkę położyłam ręcznik i poszłam spać.

Rano wstałam i uprzedzona, że mogą być problemy ze zmywaniem umyłam głowę trzy razy. Na początku nie byłam bardzo zachwycona. Okazało się, że zmywanie czystego masła shea z włosów zwykłym szamponem to jednak trochę za mało. Pierwszego dnia po umyciu moje włosy niby były jakoś tam bardziej nawilżone, ale tak naprawdę to były po prostu ciężkie. Dopiero następnego poranka, kiedy umyłam włosy 2 razy (czyli razem 5 myć) byłam zadowolona z efektu. Myślę,  że jedną taką kurację można porównać do efektu, który daje tygodniowe olejowanie włosów.

Czy powtórzyłabym kurację?

Powtórzyłam jeszcze dwa razy i zawsze byłam zadowolona z efektu. Natomiast zrobiłam to wiedząc, że jeden dzień będę siedzieć w domu i moje ciężkie włosy nie będą mi przeszkadzać. Prawdopodobnie uzyskałabym ten sam efekt myjąc włosy od razu cztery – pięć razy, ale nie mogłam oprzeć się pokusie sprawdzenia czy może jednak mam w domu jakiś szampon, który poradzi sobie z masłem shea trzema myciami. Nie miałam.

Podsumowując – jeżeli macie trochę czasu żeby zafundować włosom taką turbo kurację, to polecam. Na pewno nie jest to zabieg, który można wykonywać codziennie (chyba, że ktoś nic nie robi, tylko zajmuje się swoimi włosami), jednak dużym plusem jest to, że jeśli ten sposób nie przypadnie nam do gustu to mamy jeszcze mnóstwo innych na korzystanie z masła, więc na pewno nic się nie zmarnuje.

A Wy kiedyś robiłyście taką maskę z masła shea? A może znacie inne zastosowania tego produktu?