Kiedy zdrowy styl życia jest już przesadą?

Kwiecień 23, 2013

Gotuję sobie właśnie komosę ryżową i tak się zastanawiam czy my nie popadamy ze skrajności w skrajność.

Kilka tygodni temu bardzo rozbawił mnie komentarz mojej Mamy, która przeczytała w jakimś tygodniku cały artykuł o tym, że ludzkość nagle zmądrzała i teraz kupuje grupowo na straganach skrzynkę pomidorów żeby dzielić się z sąsiadami tą ekologiczną żywnością i żeby wyszło taniej. Mamusia powiedziała:

To sobie modę wymyślili, ja robiłam tak z twoimi ciotkami już dwadzieścia lat temu.

Czasami czytam pod notkami kosmetycznymi albo tymi o jedzeniu Wasze komentarze o tym, że jakiś składnik, którego użyłam jest zły, bo coś tam. Czasami nie rozumiem tego coś tam i muszę to googlować. Dzisiejszy ranek spędziłam więc szukając informacji o tym jak bardzo tragiczne dla mojej skóry będzie to, że wsmarowałam w siebie rafinowane (bo białe) masło shea. W ciągu godziny zdążyłam się przestraszyć, odradzić czytelniczce kupienie tego masła, uspokoić i znów do niej napisać, że jednak może sobie kupić co chce. W sumie wcześniej też mogła. Ja również.

To doprowadziło mnie do myśli, że nie lubię przesady. W czymkolwiek (no może poza przesadnie dobrymi spektaklami w teatrze). Nie lubię jasno pogrupowanych wartości i życia na siłę według jakiś tam reguł od których za nic w świecie nie można odstąpić.

Nie jem mięsa, jem żelki

Od 10 lat nie jem mięsa i ryb. Świadomie nie mówię, że „jestem wegetarianką”, tylko, że „nie jem mięsa i ryb”, bo po pierwsze dzięki temu nikt mi nie wciska tuńczyka na obiad, a po drugie – nie jestem wegetarianką. Nie jem mięsa bo jest dla mnie równie odpychające jak czosnek. Za to ku zdziwieniu niektórych śledzących mój instagram jem żelki. Noszę buty ze skóry (nie da się chodzić w plastikowych szpilkach, a nie zamierzam rezygnować z wysokich butów), torby ze skóry (bo większość materiałowych mi się nie podoba) i zjadłam kilkanaście razy w życiu krem pomidorowy na mięsie. Żyję. Moja filozofia wyboru tego co mi pasuje, a tego co nie, ma się naprawdę świetnie. Na dodatek nie mam absolutnie nic przeciwko 100% wegetarianom ani weganom (chociaż nie pojmę jak można zrezygnować z sera <3 ). Podziwiam ich, że im się chce i znajdują odpowiednio dużo czasu na to żeby tak dopasować swoje życie aby przeżyć je zgodnie ze swoimi wartościami.

Wegetarianie w KFC

Czytam teraz  książkę o ultramatończyku, który jest weganinem (recenzja niedługo na blogu) i promuje taką myśl, że do dużej wytrzymałości fizycznej wcale nie jest potrzebne białko zwierzęce. Bardzo skutecznie namawia do zdrowego odżywiania, ale poleca też popcorn jako przekąskę. Najzabawniejsze są jednak fragmenty opisujące  początki jego życia bez mięsa, które często były jednak przeplatane wizytami w KFC. Normalne, zdrowe podejście.  Nie znam osoby, która by się obudziła rano i stwierdziła „od dziś koniec z mięsem”. Mój koniec przez pierwszy rok też zajadła ukradkiem longery (heh). Zmienianie stylu życia trwa latami. Albo i całe życie.

Kosmetyki z Rossmanna a ekologia

Tak się uczepiłam tego mięsa, a miało być o kosmetykach. Ale w zasadzie to idealnie odzwierciedla mojej podejście nie tylko  do wybory kosmetyków, ale i do całego życia. Nie mam na tyle wiedzy, czasu, ani nawet chęci żeby analizować składy wszystkiego co w siebie wsmarowuje. Staram się doczytywać, przerzucać się na lepsze firmy, ale nie zrezygnuje ze starych, sprawdzonych kosmetyków, które po prostu działają i które mogę dostać w każdym Rossmannie.

Kupuję sobie ekologiczne jedzenie, ale umówmy się – nie odmawiam sobie piwa i chipsów do filmu. Chodzę na jogę, ale nie mam zamiaru medytować, zwalczam jedynie bolący mnie kręgosłup. Biegam, ale czasem mam lenia przez kilka miesięcy i tyję jak każdy. Milion razy zjadłam na śniadanie obleśnie tłuste kanapki z wielkiej, białej bułki. I tak jestem w lepszej sytuacji niż większość społeczeństwa, bo słodyczy nie lubię, a do fast foodów nie chodzę, bo nie mają wegetariańskich burgerów.

Plany

Może kiedyś jak przejdę na emeryturę, albo będę miała dostatecznie dużo pieniędzy, to zamieszkam w małym domku na odludziu i będę sobie hodować warzywka w ogródku, a masło do ciała wyprodukuję na strychu. Chciałabym jakoś to ogarnąć, ale chciałabym też chodzić na siłownie, do teatru, pisać bloga, do kina, podróżować, do Sąsiaki, na rolki, na ranki, do Sopotu… Staram się więc jakoś połączyć to co zdrowe z tym co szybkie i po prostu w miarę racjonalnie żyć. Ekologiczne szampony robiły mi siano na głowie. Od kilku firm kosmetycznych już słyszałam, ze parabeny w kosmetykach wcale nie są szkodliwe, ale wszyscy piszą „bez parabenów”, bo teraz inaczej się nie sprzeda. Ale będę jadła soję, sezam, len prażony i wędzone tofu.

A komosę ryżową gotuję pierwszy raz na obiad i nie mam zielonego pojęcia z czym to teraz zjeść. Idę zdjąć garnek z ognia, miłego dnia!

ps. A odpowiadając na pytanie tytułowe  – kiedy zdrowy styl życia jest już przesadą? Wtedy kiedy sam tak uznasz.