Ćwiczenia w maju – jak mi poszło?

Czerwiec 2, 2013

Trzynaście treningów i tylko jeden dobry.
A teraz siedzę i cierpię.
Mój treningowy maj zaczął się tak sobie, bo od majówki, w trakcie której głównie jadłam (niesprzyjająca pogoda, cóż zrobić). Jednak szybko udało mi się nadrobić stracone dni. Łącznie w minionym miesiącu wykonałam aż 13 treningów (dotychczasowy rekord). W połowie były to ćwiczenia siłowe, a w połowie próby (próby to bardzo odpowiednie słowo) biegania HIIT, w końcu zamienione na interwały z Endomondo.  Ale zacznijmy od początku.

HIIT

W skrócie – HIIT to trening, który polega na przeplataniu bardzo szybkiej intensywności z umiarkowaną. Można go wykonywać na tych samych maszynach, na których robimy treningi aerobowe (bieżnia, rowerek). Ja postawiłam na bieganie w terenie. Pierwsze pięć minut biegnie się w umiarkowanym tempie. Następnie pięć razy wykonujemy bieg wg schematu: 15 sekund spirnt (w zasadzie najszybciej jak damy radę), 45 sekund trucht. Końcówka to kolejne 5 minut biegu w umiarkowanym tempie. Brzmi banalnie? Jasne. Też mi się tak wydawało. Tylko, że po pierwszych 15 sekundach maksymalnego sprintu miałam już dość, po drugich wątpiłam, że w ogóle wrócę o własnych siłach do domu. Oczywiście szybko wpadłam na to, że można oszukiwać i tych 15 sekund wcale nie robić na maksymalnym tempie. Starałam się biec szybko (za każdym razem szybciej), ale nie szalałam.
Podoba mi się ten trening ponieważ dzięki temu oszczędzam dużo czasu. Normalnie żeby się aż tak zmęczyć muszę biegać truchtem ok 40 minut. Tutaj po 20 minutach ledwo wracam do domu. Za to jestem szczęśliwa :)

Ćwiczenia siłowe

W połowie miesiąca postanowiłam zupełnie zrezygnować z ćwiczeń siłowych ponieważ niepokojąco zaczynałam puchnąć od pasa w górę. Poza tym przytyłam 2 kg (nie wiem czy to mięśnie, bo jednak ciaśniej mi w ramionach). Moja Sąsiadka (która jeździ konno 5 razy w tygodniu) powiedziała, że skoro wcześniej nie ćwiczyłam tak dużo z obciążeniem, to nie powinnam się tym przejmować, bo organizm się przyzwyczai. Jednak nie da się ukryć, że ta sama Sąsiadka ma od swoich konnych treningów dość duże mięśnie. A mi zależało raczej na nadaniu delikatnego kształtu ramionom niż na dużych, twardych mięśniach. Postanowiłam więc zupełnie odłożyć obciążenie i poczekać na konsultację z trenerem. W związku z tym przez drugą połowę miesiąca po prostu biegałam.

Trening z Endomondo

Po kilku oszukanych HIIT w ramach przygotowania do sensownego przebiegnięcia tego w przyszłości zaczęłam po prostu biegać interwały wg jednego z ustalonych programów Endomondo (dostępne w wersji pro). Są w miarę łatwe i dużo zależy od tego jakie sami sobie nadamy tempo. Interwałów nie biegałam regularnie od 3 lat i niestety kondycja mi spadła. Pamiętam, że w swoim złotym czasie biegałam 3,75 km. w 20 minut i ważyłam 7 kg mniej. Inna sprawa, że było to zaraz przed egzaminem licencjackim, a takie atrakcje znacznie przyśpieszają mi przemianę materii (niestety tylko na 2-3 miesiące). Nigdy nie byłam szczuplejsza niż przed maturą, licencjatem i magisterką :D Nie o to chodzi, że jakoś bardzo z tego powodu cierpię. Dopóki mieszczę się w ubrania to mam pełen luz. Jednak świadomość, że ćwiczyłam od 4 miesięcy 2-3 razy w tygodniu i w efekcie poszerzyłam się w ramionach oraz przytyłam, była troszkę frustrująca. Bałam się, że kolejne miesiące mogą nadal mnie bezsensownie rozszerzać (serdecznie dziękuję za kolejne kilogramy, gdybym tak dalej szło w skali roku przybyłoby mi 6, a to jednak dużo). Coś musiałam robić źle. Trzeba było się ogarnąć.

Trening personalny

Dlatego ostatni – trzynasty trening wykonałam już pod okiem trenera.
To co robiłam do tej pory było ćwiczeniem dla przyjemności i z rozsądku. Przemiany materii już nigdy nie będę miała takiej jak w liceum. Uznałam więc, że przyjemność przyjemnością, ale skoro będę teraz jeździć na siłownie trochę dalej od domu (mam w końcu kartę Multisport i na pierwszy test wybieram Calypso-recenzja za kilka tygodni na blogu), to wypadałoby ogarnąć jakoś z sensem swoje treningi.
Dlatego dzisiaj leżę i kwiczę (pisze tę notkę w sobotę). Mam zakwasy w udach i ramionach. Wczoraj pod okiem trenera ćwiczyłam te partię z obciążeniem (plus łydki, ale tu mi się udało bez zakwasów). Następnie 35 minut maszerowałam na bieżni w tempie 6.9. Trener uznał, że to jednak trochę za wolno było i następnym razem mam biec na 8.9. Powiedział mi też, że prawdopodobnie ramiona mi spuchły ponieważ wykonywałam małą liczbę powtórzeń na bardzo wysokim obciążeniu. Zamieniliśmy to na 3 serie po 13-15 powtórzeń z lżejszym obciążeniem (na nogi po 20-25). W efekcie mam zakwasy (a po swoich wyciskaniach nie miałam, heh). Dziwne uczucie dla kogoś, kto nie zaczyna się ruszać od zera. Widać jak długa droga jeszcze przede mną. Ale już się nie mogę doczekać efektów!
A jak Wasze ćwiczenia w maju? Wybraliście siłownie czy raczej coś na świeżym powietrzu?