Beżowe sandały. Wybieranie butów, dramatów ciąg dalszy ;)
Dziś przed Wami kolejna część dramatu z prawdopodobnie nieskończenie wielką liczbą aktów. Buty. Klasyczne damskie buty.
Tym razem uznałam, że jest na na tyle wielka luka na rynku, iż warto się zastanowić nad produkcją własnego obuwia. Totalnie mam ochotę zabrać się za zaprojektowanie kilku klasycznych modeli na różne pory roku. Bez ozdobników, na słupku, w dobrej cenie i rewelacyjnej jakości. Najgorzej będzie chyba z tą jakością, w H&M często kupuję bardziej trwałe buty niż w wielu typowych sklepach z samym obuwiem. Cóż, to takie marzenia, a tym czasem wróćmy do rzeczywistości.
(Jeżeli interesuje Was tematyka poszukiwania klastycznych butów to zapraszam do tych trzech postów: 1, 2, 3)
Beżowych (lub brązowych) sandałów na lato zaczęłam szukać już kilka tygodni temu. Myślałam, że zdążę przed upałami. Yhm. W żadnym z polecanych przeze mnie do tej pory super tajnych sklepach nie było tego o czym myślałam. Byłam już tak zdesperowana, że prawie chciałam kupić te, ale na szczęście mi odradziliście. Trochę cierpię, bo to były jedne z najwygodniejszych butów jakie w życiu miałam na nogach. Przeszłam całe Złote Tarasy, całą Promenadę (polecam zakupy w tym miejscu – tam jest totalnie pusto) i nic. W cenie jaką sobie ustaliłam (maksymalnie 200 zł, w przypadku totalnego szaleństwa 250 zł) mogłam sobie spokojnie kupić coś na kilometrowej szpilce z platformą pod palcami w każdym możliwym kolorze i z każdym możliwym dodatkiem. Byłam już zła, że zmarnowałam już dużo czasu w sklepach, ale upały nie nadchodziły więc jakoś dawałam radę w tych beżowych szpilkach, o których pisałam kilka tygodni temu (post o butach z numerkiem 1).
Wtem, któregoś dnia wyszłam z domu w czarnych czółenkach z Kazar i po 3 godzinach czułam, że stopy mi odpadną. Było strasznie parno, gorąco i totalnie nie dało się wytrzymać w zakrytych butach bez skarpetek. Zdesperowana wbiegłam do… Kazar i wybrałam dwie pierwsze normalnie wyglądające pary butów w kolorze beżowym. Jednej nie było w moim rozmiarze, druga była. Przymierzyłam. Pasowała. Wybiegłam szczęśliwa, że moje nogi przeżyją.
Niestety znacznie przekroczyłam swój budżet. Buty kosztowały 360 zł. Dla mnie jak na buty ze skórzanym obcasem to dużo, bo skórzany obcas + warszawskie chodniki = DRAMAT. Skóra będzie się zadzierała przy flekach, nie widzę innej możliwości. Mam już jedne buty z Kazar i trzeba przyznać (oraz od razu odpukać), że są dość dobrej jakości. Znacznie przewyższają na przykład Ryłko albo Vagabond, ale jednak skóra przy chodniku, to skóra przy chodniku. Trochę się boję jak się polubię z tym paskiem do zapięcia dookoła kostki. Nie miałam jeszcze takich butów. Z jednej strony to ładne i dziewczęce, ale z drugiej pewnie trochę skraca nogę. Zobaczymy.
Na razie buty stoją…na półce, bo po upałach w trakcie których pędziłam do sklepu nadeszły sami wiecie jakie dni. Coś czuję, że przed nami dwa tygodnie jesieni, a od połowy lipca to już tylko zima. Zaczynam szukać klasycznych kozaków, heh.