Nihil novi sub sole.
Spokojnie, to jedyne zdanie po łacinie jakie znam.
Niestety idealnie obrazuje moje wrześniowe poczynania na siłowni. Od sierpnia nie zmieniło się nic.
Dwa razy w tygodniu po 30-40 minut biegam bądź wykonuję różne ćwiczenia cardio. Poza tym wieje nudą. Do końca marca prawdopodobnie nie zdarzy się żadna rewolucja. Robi się coraz zimnej i skutecznie odstrasza mnie to od biegania na zewnątrz. W grę wchodzi tylko siłownia, ewentualnie ćwiczenia na stepperze w domu. Dlatego bardzo pilnuję żeby zawsze obowiązkowo chociaż te dwa razy w tygodniu się ruszyć. Zazwyczaj kończy się to jednym zrywem zaraz po niedzielnym śniadaniu, a drugim w środku nocy i tygodnia.
Mój plan dnia zmienił się dość drastycznie. Na siłownie nie mam już w ogóle po drodze. Musiałabym jechać na nią specjalnie ponad pół godziny i jakoś nie mogę się do tego przekonać. Ciemno, zimno, wieje, pada, zjadłabym coś. Chyba obalam mit radosnego uprawnia sportu. Zaczęłam nawet poważnie myśleć o ćwiczeniach z Chodakowską. W końcu to można robić w domu. W ciepełku. Nie trzeba kupować odzieży termicznej, rozbudowywać domu żeby wstawić bieżnie ani moknąć w drodze na siłkę.
Okay, marudzenie marudzeniem, ale bez przesady.
Jednak ćwiczę! Biorę poprawkę na to, że w ciągu dnia ruszam się zawsze przynajmniej godzinę (dojścia do pracy, przejścia, wyjścia) oraz w sumie nie planuję chudnąć, tylko staram się być w dobrej formie.
W związku z tym mam dla Was kilka porad, które mogą się Wam przydać kiedy będzie na tyle zimno i ciemno, że zupełnie nie będzie Wam się chciało ćwiczyć. Jednak jakoś tam mi się udaje ;)
Jak się zmotywować?
– Jeżeli macie cały wolny dzień (np. w weekend) to polecam poćwiczyć rano. Zjedzcie lekkie śniadanie, odczekajcie 40 minut, a kolejne niecałe trzy kwadranse spędźcie na bieżni. Odkładanie tego na „a może za godzinę pójdę, albo po obiedzie, w sumie to przed kolacją, chociaż lepiej po niej” nie ma absolutnie żadnego sensu. Nie pójdziecie poćwiczyć wcale.
– Pomimo tego, że robi się chłodniej staracie się nie objadać coraz większą ilością tłustego i ciężkiego jedzenia. Z takim brzuchem na pewno nie da się ćwiczyć.
– Macie jakąś maszynę do ćwiczeń w domu? Rowerek, stepper? Najpierw włącznie komputer. Potem serial. A następnie zróbcie 2 w 1. Gdyby nie seriale prawdopodobnie nie ćwiczyłabym w domu w ogóle.
– Jeśli zaczyna brakować Wam siły fizycznej to polecam domowej roboty izotonik. Woda z miodem, cytryną i szczyptą soli potrafi dodać mi energii nawet o dziko porannych godzinach.
– Muzykę, której słuchacie podczas ćwiczeń włączcie już przebierając się w strój sportowy. A nawet chwilę wcześniej. Na pewno szybciej zmotywuje Was do ruszenia się niż siedzenie przed komputerem i powtarzanie sobie: „Zaeazaaaazz pójdę poćwiczyć, <zeeeeew>”
– Kupcie sobie kolorowe skarpetki. Ja mam pięć par neonowych (w tym różowe) i chociaż w połączeniu z moimi czarno-szarymi dresami wyglądają komicznie, to jakoś weselej mi się w nich ćwiczy.
To jak, ćwiczymy dalej w październiku?
ps. Jeśli lubicie/chcecie zacząć biegać to tutaj możecie wygrać coś przydatnego.
ps 2. Na prawym pasku bloga możecie się zapisać do Newslettera. Obiecuję nie zasypywać Was spamem, a jedynie ładnie skondensowanymi informacjami o nowych notkach :)