Jak na pierwszy naprawdę chłodny miesiąc to poszło mi całkiem nieźle.
Bałam się, że kiedy temperatura zacznie zbliżać się do 0 stopni to zakopię się pod kocem, będę zajadać pizzę, a siłownie pooglądam tylko na starych zdjęciach z Instagrama. Prawdę mówiąc pisząc te słowa jestem pewna, że tak będzie wyglądały moje ćwiczenia w grudniu. Cóż, wiem jak zrobić dobre domowe ciasto na pizze, najwyżej się podzielę przepisem.
Tymczasem w listopadzie nie było tak źle. Okay…tak naprawdę to jestem z siebie trochę duma. Na początku miesiąca zdecydowałam się na odczulanie. Kto z Was poddawał się takiej rozrywce ten wie, że w ciągu 24 godzin po podaniu szczepionki powinno się unikać alkoholu, sauny i wysiłku fizycznego. Wepchnięcie odczulania w mój totalnie zapchany tygodniowy rozkład zajęć musiało oznaczać jedno.
Podjęcie decyzji. W wolne popołudnie musiałam wybierać – odczulanie albo siłownia. Wiadomo oczywiście, że wybrałam to pierwsze. Konsekwencją tego racjonalnego działania jest fakt, że od 4 tygodni staram się upchnąć drugi trening tam gdzie się da…więc robię Mel B. o 23 w nocy.
Nie wiem jaki to ma sens – zasypiam od razu na macie. Mimo wszystko udało mi się utrzymać liczbę 8 treningów miesięcznie, a nawet ją przebić i dobić do 9. Badum tssss. Dla rozrywki 40 minut cardio w średnim tempie zamieniłam na 20 minut szybkich interwałów, więc dwie niedziele przespałam ze zmęczenia. Brawo ja i moje pomysły :D
http://instagram.com/blackdressesblog
Poza tym doszłam do jednej prostej obserwacji – w każdym sporcie jak uprawiam najtrudniejsze jest…przebranie się. Na przykład teraz siedzę sobie wygodnie w dresie i piszę notkę. Dres jest szeroki, popijam ciepłą herbatkę. Mam na nogach kapcie. Przed sekundą zjadłam dużo zupy. W sumie to trzy talerze. Zjadłabym coś jeszcze. Mówiłam już, że szerokie dresy są bardzo wygodne? Nie krępują ruchów, nie da się zauważyć dodatkowych kilogramów. Można w nich siedzieć na krześle, fotelu, łóżku. Albo poleżeć zzzzz….
Niestety nie nadają się do ćwiczeń. Do ćwiczeń trzeba się przebrać w strój sportowy. Założyć adidasy w domu (masakra!) i coś w czym się nie potkniemy o własne nogi podczas udawania, że ruszamy się tak świetnie jak Mel B.. Ja wybieram najczęściej leginsy i zwykłą koszulkę/bluzę. Jak już się w to ubiorę to ćwiczę…ale wcześniej – DRAMAT.
Mam na to dwa sposoby:
1. Wracając do domu przebierz się od razu w strój sportowy. Albo przynajmniej pól sportowy (zmiana stanika to też wyzwanie). Ja zdejmując z siebie oficjalne ubrania staram się przynajmniej od pasa w górę ubrać od razu w to w czym mam zamiar ćwiczyć. Koszulka i stanik i tak zawsze idą do prania, więc dwie godziny więcej im nie zaszkodzą. Bluzę można szybko z siebie zdjąć. A do zmiany spodni i butów trzeba się przekonać.
2. I tutaj wchodzi punkt drugi.Najgorsze co można zrobić to powtarzać sobie: „Aaa jeszcze 15 minut, jeszcze chwila, już zaraz się przebieram i ćwiczę”. Bzdura. W ten sposób potrafiło mi kiedyś minąć pół dnia. Teraz ustaliłam sobie, że bez zbędnego filozofowania po prostu wstaje, zmieniam co trzeba i włączam Mel B./wychodzę na siłownie.
No to się powymądrzałam i zobaczymy jak mi dziś pójdzie.
A jak Wy się motywujecie?