Szybki przegląd momentów i notek, o których nie mogę zapomnieć.
Jedną z najwspanialszych rzeczy w blogowaniu jest to, że w każdej chwili jednym klikiem można sprawdzić co robiło się dokładnie rok temu. Ja na przykład 31 grudnia 2012 r. straszyłam Was ze zdjęć z koszmarnymi różowymi filtrami (ach, ta moda).
Policzyłam, że przez cały 2013 r. napisałam…237 notek. Ta jest 238. Mnie samą ta liczba przeraża i chyba będę ją sobie przypominać za każdym razem kiedy mam wyrzuty sumienia, że przez chwilę się lenię. Na początku stycznia 2012 r. udało mi się napisać jak dotychczas mój ulubiony tekst w historii bloga: Gdzie jest raj. Pamiętam dokładnie jak bałam się go opublikować, bo był trochę nie w konwencji bloga i myślałam, że może się Wam nie spodobać. Na szczęście było inaczej, za co dziękuję, bo zachęciło mnie to do dalszego eksperymentowania z formą notek i dzięki temu mam wrażenie, że cały czas się rozwijam i mogę kombinować jak nie uśpić Czytelnika ;)
Również w styczniu podzieliłam się z wami tekstem o moim absolutnie ukochanym reżyserze Iwanie Wyrypajewie. Iwan Wyrypajew – geniusz słowa był początkiem całej wielkiej przygody w 2013 r. jaką było połączenie teatru i blogowania. Miks, który pięć lat temu nawet mi się nie śnił, doprowadził mnie pod koniec tego roku na debatę do Teatru Polskiego w Warszawie, która była jaka była, ale na pewno coś się dzięki niej ruszyło. Jeszcze raz dzięki za wsparcie!
Również w styczniu (co za miesiąc!) pierwszy raz spotkałam się z aktualnie uwielbianą przeze mnie firmą Organique, która potem gościła na blogu niezliczoną ilość razy.
Pod koniec stycznia (czy naprawdę wszystkie rzeczy dzieją się w tym miesiącu?) zaproponowałam na blogu akcję: Od jutra się ruszamy, która spotkała się z Waszym entuzjastycznym podejściem i nie da się ukryć, że niejeden raz mnie samą zmusiła do wstania z kanapy i przejścia się na siłownie. Już niedługo roczne podsumowanie!
Okay, coś działo się też w lutym – grupa blogerów z Warszawy wsiadła w blogobusa i pojechała poznawać wrocławskich blogerów. Dwa dni niesamowicie inspirujących rozmów! Dzięki!
Marzec był mniej miły, bo wtedy zaczęła się koszmarna akcja z kradzieżą tekstów przez portale teatralne. Pomińmy to.
Kwiecień był miesiącem zastanawiania się nad tym kiedy zdrowy styl życia jest już przesadą, a z maja pamiętam głownie niezapomnianą podróż do Pałacu w Zdunowie. Czerwiec do dla mnie przemyślenia o książce Scotta Jurka Jedz i biegaj.
Lipiec to bez wątpienia Berlin i Rugia – absolutnie niesamowite miejsca, do których dzięki notkom mogę wracać w każdej chwili. Sierpień to powrót do Krynicy Morskiej po 12 latach – niezła zabawa, polecam! Natomiast wrzesień to chyba najlepsze zdjęcia jakie mi do tej pory udało się zrobić czyli jesień na Mazurach. W październiku nadrabiałam dużo zaległości związanych z notkami z wakacji, ale udało mi się również opublikować wpis z przepisem na śniadanie mistrzów.
Listopad to bez dwóch zdań – Blog Forum Gdańsk – najbardziej inspirująca konferencja na świecie. No, a grudzień…sami wiecie – skończyłam w końcu obrabiać zdjęcia z Mediolanu i Bergamo :D
Generalnie to był dobry rok i wcale nie życzę sobie, żeby kolejny był lepszy. Może być tak jak jest. Wiem co robię, po co to robię i jak chcę to robić. Wydaje mi się, że jestem dużo spokojniejsza niż rok temu. Ale bez obaw, nie zasnę leniwie na kanapie. Już niedługo czeka nas dość duża zmiana na blogu, która mam nadzieję bardzo pozytywnie wpłynie na to co będzie się tutaj działo przez kolejne 12 miesięcy. Dzięki za kolejny wspólny rok!
Szalonego sylwestra! I pamiętajcie – wszystkim Czytelniczkom tego bloga każda zjedzona pizza idzie w cycki :) A Czytelnikom w biceps!