Podczas poszukiwania naturalnych metod leczenia alergii trafiłam na sok z żyworódki pierzastej. Okazał się być rewelacyjny na mnóstwo innych dolegliwości. Pomaga też naszej skórze i włosom.
Od jesieni zużyłam już jedna dużą i dwie mniejsze butelki tego produktu, więc czas najwyższy żeby Was z nim zapoznać.
Żyworódka pierzasta to roślina lecznicza pochodząca z Madagaskaru. W Polsce bez problemu można ją kupić (np. na allegro) i uprawiać w domu, a następnie sok z jej liści również traktować jako produkt leczniczy. Jest to jednak trudniejsze niż zaopatrzenie się w konserwowany alkoholem sok z żyworódki pierzastej. Jak widać na zdjęciu mój pochodzi z internetowego sklepu Ku zdrowiu. Wszystkie trzy opakowania kupiłam tam, bo za pierwszym razem przesyłka przyszła szybko, więc nie czułam potrzeby zmiany. W każdym razie istnieją też soki innych firm, gdyby coś tam w tym nie odpowiadało.
Szybko przechodzimy do zastosowania, bo żyworódka ma tutaj ogromne pole do popisu. Posłużę się opisem z mojego opakowania żyworódki firmy Dermesa ponieważ jest niezwykle wyczerpujące. Uzupełnię go oczywiście o swoje praktyczne poświadczenia
Przede wszystkim jej działanie jest bakteriobójcze, grzybobójcze, przeciwzapalne i immunostymulujące.
Soku z żyworódki pierzastej można używać zewnętrznie na trudno gojące się rany i generalnie wszystko co wygląda na naszej skórze źle: egzemy, alergię, stłuczenia, kurzajki, odleżyny, trądzik, ukąszenia, grzybicę itp. Czytałam w internecie mnóstwo rewelacyjnych opinii na temat świetnego działania żyworódki na trądzik. Muszę jednak przyznać, że z moimi małymi krostkami radziła sobie średnio. Za to bez problemu likwidowała wszystkie skórne zmiany spowodowane alergią. Generalnie alergicy pokarmowi miewają tak, że po zjedzeniu czegoś (albo dotknięciu tym do ust) ich twarz zamienia się w czerwone pobojowisko. Mi na przykład często w ciągu 30 minut po zjedzeniu brzoskwini, pietruszki albo selera potrafi wyschnąć cała skóra dookoła ust. Wyglądam wtedy jakbym zjadła dużo buraków, bo cały obszar w okolicy robi się czerwony. Na dodatek wszystko strasznie piecze. Oczywiście staram się wspomnianych wcześniej alergenów nie jeść i też nie zawsze uczulają mnie tak drastycznie, ale czasem sprytna pietruszka potrafi się ukryć gdzieś w restauracyjnym menu i dowiaduję się, że ją zjadłam głównie po swoich objawach. Wtedy przykładanie w okolice zaczerwienionych miejsc wacików nasączonych sokiem z żyworódki bardzo mi pomaga. Pieczenie jest o wiele łagodniejsze i szybciej ustępuję.
Stosowałam tez żyworódkę jako wcierkę do włosów. Polecana jest głównie do walki z łupieżem oraz jako przyspieszacz porostu włosów. Tego pierwszego a szczęście (puk, puk) nie mam, a tego drugiego nie chcę, bo zbankrutuję na farbowaniu odrostu. Dlatego w ten sposób używałam jej dość rzadko. Mimo wszystko zauważyłam pozytywne działanie na lekkość i odświeżenie przyklapniętych u nasady głowy włosów.
Używałam jej również czasami jako zwykłego toniku do twarzy – efekt był podobny – odświeżenie, lekkość i zmiękczenie skóry twarzy. Trochę tak jakbym dała jej pooddychać.
Ponieważ sok z żyworódki pierzastej jest wszechstronny, można go stosować również wewnętrznie na m.in.