Trzy spektakle z których nie wyszłam, bo były zbyt dobre!

Kwiecień 28, 2014

Koniec tego marudzenia. Przynajmniej na jakiś czas. Bardzo wierzę w to, że w życiu wszystko wychodzi na zero (albo na plus). W związku z tym ogrom beznadziejnych sztuk jakie ostatnio zobaczyłam (pisałam o tym tutaj i tutaj) właśnie się wyrównuję, a ja mam co Wam polecić.

Nie martwcie się, nie będę tutaj wspominać złych czasów – wszyscy wiemy o co chodzi. Przechodzę do konkretów.

Król Lear, Teatr Polski w Warszawie

Nie będę ukrywać, że ten spektakl traktuję szczególnie, bowiem jako bloger dostałam zaproszenie na uroczystą premierę, za co Teatrowi Polskiemu bardzo dziękuję.  Przyjęłam je z wielką radością,  ponieważ reżyserem Króla Leara jest Jacquea Lassale, a to nazwisko francuskiego reżysera zawsze oznacza dobrą sztukę w klasycznym stylu. Nie mogę też pominąć udział w spektaklu Przemka Wyszyńskiego – mojego znajomego z liceum, który jeszcze zagra gdzieś wielkiego amanta (mówiłam to jak zwykle pierwsza), a tymczasem zajmował się w Królu Learze układem walk.

Poza tym wiecie, możliwość ubrania się w klasyczną, czarną sukienkę jest nie do opisania.

lear

To wszystko jest jednak niczym przy tym co działo się w teatrze. Król Lear jest dziełem totalnym. Prawie czterogodzinny spektakl został dopracowany w każdym szczególe. Minimalistyczna, a przy tym monumentalna scenografia zapewnia idealne tło aktorom, którzy grają obłędnie. Wiadomo było, że Andrzej Seweryn jako król Lear będzie fenomenalny, ale to jak wspaniale partneruje mu cały zespół jest nie do opisania. Jarosław Gajewski zebrał zasłużenie największe brawa za rolę Błazna – wydaje się, że sam ją sobie napisał. Anna Cieślak jako Regana, jedna z córek Leara, jest doskonałym połączeniem talentu, wdzięku i warsztatu. Chociaż w internecie krążą już plotki, że jest koszmarnie patetyczna i nie do zniesienia. Coś w tym jest – zdecydowanie Cieślak na scenie mocno irytuje widza…ale wydaje mi się, że taki właśnie był zamiar. Natomiast Krzysztofa Kwiatkowskiego za rolę Edmunda oficjalnie ogłaszam męskim cudem chodzącym po deskach teatru i przyznaję mu wszystkie możliwe nagrody jakie będą rozdawane w tym sezonie. Ten głos! Będziecie mdlały! I w końcu – Hrabia Kent – Piotr Cyrwus, postać zupełnie niezauważona. Ale niezauważona wcale nie dlatego, że źle zagrania. Po prostu po Rysiu nie ma śladu. Ostateczne pożegnanie dokonane, hrabia wypadł znakomicie.

Przepiękne, klasyczne aktorstwo. Coś, co moim zdaniem jest najtrudniejsze. Całemu (ogromnemu!) zespołowi, który gra tą pochwałę normalnego teatru należą się ode mnie wielkie brawa. Oby modna na „naturalne” aktorstwo i turlanie się po scenie nigdy ich nie dopadła.

Kiedy: 29, 30 kwietnia, 17, 18 maja

Zdjęcie główne jest autorstwa Marty Ankiersztejn.

Tajemniczy Klient, Studio Teatralne Koło

Jednak wiadomo, że nie wszyscy lubią (chociaż ja tak bardzo uwielbiam) Szekspira w wydaniu klasycznym. Nie bójcie się. A może bójcie. Bo jeśli myślicie, że wiecie już wszystko o niespodziewanych zwrotach akcji to Tajemniczy Klient udowodni Wam, że nie.

To nie jest tak, że jeśli ktoś czegoś nie zagra ze średniówką to jak od razu biegnę do komputera napisać, że dramat, uwspółcześnianie, narkotyki, nagie ciała i gdzie są moje pieniądze za bilet. Naprawdę lubię lekki, jak ja to nazywam codzienny, teatr. Dlaczego codzienny? W skrócie chodzi mi o to, że nie muszę non stop oglądać natchnionych, długich dzieł o życiu napisanych 500 lat temu. Teatr nie zawsze musi mieć jakąś wielgaśną misje komentowania rzeczywistości i wyznaczania miejsca na mapie historii, dziejów, bla, bla, bla. Czasem po prostu chce pójść do teatru, tak jak chodzę do kina (na przykład na Grand Budapeszt) i spędzić czas oglądając dobrze zagraną i ciekawie wymyśloną sztukę. Tajemniczy Klient spełnia wszystkie te warunki. Pomysł jest nietuzinkowy (nic Wam nie zdradzę), rozwiązania mocno zaskakujące, a forma podania bardzo dobra. Czyli jednak znowu – można się nie turlać i nie grać Szekspira, a jednak zrobić dobry spektakl. Wielki plus za główną rolę Sławomira Packa oraz za perfekcyjne odtwarzanie pewnych schematów z życia dla całego zespołu (włącznie z kostiumografami).

Kiedy: 25,30,21 maja

Zasoby Nieludzkie, Teatr Wolandejski

Kolejny przykład dobrego teatru codziennego (mogę sobie zarezerwować prawa autorskie do tej nazwy?) bez turlania się…okay, muszę przestać używać tego porównania. Do rzeczy. Sprawa jest o tyle ciekawa, że Teatr Wolandejski to teatr, który składa się z amatorów. Różni ludzie robią w życiu różne rzeczy, a po pracy mają takie hobby, że przygotowują przedstawienia. Boskie! Ależ jestem odkrywcza, znam ten teatr od dawna przecież…W każdym razie gdybym nie była blogerką i miałabym więcej czasu wolnego, to jestem przekonana, że należałabym do jakiegoś takiego zespołu pasjonatów, a po zobaczeniu Zasobów Nieludzkich pewnie starałabym się przybliżyć do Teatru Wolandejskiego. Jak na amatorów – pasjonatów to wszystko jest przemyślane, dopięte na ostatni guzik i z sensem. Super!

 

Cudowne jest to, że jako bloger nie muszę niczego recenzować (czyt. streszczać), a więc mogę Was zostawić z zagadką. Otóż – Zasoby Nieludzkie to takie zgrabne i zaskakujące połączenie Króla Leara oraz Tajemniczego Klienta. Ha! Można takie cuda robić. Dlatego kocham teatr.

Kiedy: zagadką jest kiedy, ale możecie śledzić to tutaj.

Koniecznie dajcie znać w komentarza pod postem z czego ostatnio Wy nie wyszliście.

Zapisz się na newsletter i weź udział w konkursie. Więcej informacji TUTAJ.