Oficjalnie ogłaszam, że znalazłam najlepsze kremy do rąk, jakich używałam w całym swoim życiu.
I co ciekawe, nie dokonałam tego odkrycia w tym miesiącu, tylko trzy lata temu. Nie wiem niestety, jakim cudem okazałam się aż taką gapą, że o tych kremach zapomniałam.
Dawno, dawno temu, kiedy mój blog był bardzo brzydki, ja trochę grubsza, a moje włosy miały paskudny brązowo-czarny odcień, trafiłam na krem do rąk z masłem shea firmy The Secret Soap Store. Coś tam nawet o nim gdzieś napisałam, że super, że fajny, że polecam. I to by było na tyle, bo do końca nie pamiętam, jakim cudem te kremy w moje ręce trafiły. Obstawiam jakąś blogerską imprezę albo wymianę kosmetyczną. W każdym razie w normalnych drogeriach ich nie znalazłam, potem o nich zapomniałam, a poza tym o dobry krem do rąk wbrew pozorom nie trudno, więc się nie przejmowałam. Tylko że dobry krem to nie najlepszy krem!
Jakiś czas temu wchodziłam do Złotych Tarasów podziemiami od strony Dworca Centralnego. Wtedy, nagle, mojej chudszej już osobie, posiadającej ładniejszego bloga i lepszy odcień farby na włosach, ukazał się sklep pełen kosmetyków wspomnianej wcześniej firmy The Secret Soap Store. Oczywiście równie nagle okazało się, że potrzebuję kremu do rąk, to znaczy kremów do rąk. Wiadomo, jednego do pracy, drugiego do domu (i do torebki, i do samochodu, i do łazienki, i do kuchni… dobra, rozpędziłam się).
Zdecydowałam się na jeden krem z serii Argan & Goats oraz drugi z serii Shea Line o zapachu marakui. Zobaczcie.
Argan & Goats to krem wyprodukowany na bazie koziego mleka i olejku arganowego. Ma właściwości odżywcze, nawilżające i ochronne. Przeznaczony jest do pielęgnacji skóry przesuszonej i zniszczonej.
Shea Line to krem odżywczy z masłem shea oraz olejkiem z awokado. Ma właściwości nawilżające, regenerujące, pielęgnujące i uspokajające.
Pani w sklepie poinformowała mnie, że Argan & Goats będzie miał trochę silniejsze właściwości odżywcze niż Shea Line. Faktycznie jest to prawda, przy czym ten pierwszy należy ocenić na 11/10, a drugi na 10/10. Diametralna różnica!
Obydwa kremy mają bardzo bogatą konsystencję, są dość tłuste, ale nie lepią się, a smarowanie nimi rąk to sama przyjemność. Czasem używam ich też do nawilżania ust. Wymienione przeze mnie wcześniej właściwości kremów, o których zapewnia producent, sprawdzają się w 100%. Kremy działają na nasze ręce jak niewidzialne, miękkie i puchowe rękawiczki. Po ich użyciu skóra jest gładka, dobrze odżywiona i zabezpieczona przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Argan & Goats pachnie bardzo delikatnie i świeżo, natomiast Shea Line o zapachu marakui to totalny odlot – jeden z najpiękniej pachnących kosmetyków, jakich w życiu używałam. Ostrzegam – jest też mnóstwo innych wariantów zapachowych, więc możecie mieć problem z wyborem.
Jestem naprawdę niesamowicie zachwycona tymi kremami i planuję teraz sprawdzić inne kosmetyki tej firmy. Znacie ich pozostałe produkty, polecacie coś konkretnego? Chciałabym zacząć od maseczki do twarzy.
Przydał Ci się ten wpis? Kliknij lubię to!
Pingback: Kosmetyczny hit i kit lata | BLACK DRESSES – blog lifestylowy()