Kopacz vs Szydło – wizerunkowe wnioski po debacie

Październik 19, 2015

Ponieważ tekst dotyczący analizy wyglądu Beaty Szydło i Ewy Kopacz bardzo przypadł Wam do gustu, postanowiłam pójść za ciosem i idąc za Waszymi prośbami, takich tekstów będę pisać więcej.

Dlatego też dzisiaj, korzystając z okazji, przedstawię Wam analizę wizerunkową obydwu pań podczas „Rozmowy o Polsce” nazywanej w skrócie „debatą”.

Tak jak poprzednio – wzięłam pod uwagę wygląd obydwu kandydatek na premiera. Wygląd rozumiany przeze mnie jako kształtowanie wizerunku i jego wpływ na wyborców.

Dodatkowo postanowiłam też skorzystać ze swojej wiedzy logopedycznej i skupiłam się nie na tym, co obydwie panie do nas mówiły, ale w jaki sposób to zrobiły oraz jak wpływa to na odbiór przekazywanych przez nie treści.

Ewa Kopacz

kopacz2

Ewa Kopacz zdecydowała się na bardzo ciemną (nie wiem, czy mój komputer dobrze mi pokazywał, ale chyba czarną) garsonkę. Garsonka to dobry pomysł, natomiast jeśli faktycznie był to kolor czarny, to przyznaję duży minus. Dodatkowo główny punkt programu, czyli żakiet, był za mały, przez co cały czas się marszczył i nieestetycznie opinał na brzuchu. Negatywnie wpłynęło to na wizerunek pani Kopacz. Włożona pod żakiet bluzka z ozdobnymi kamieniami miała pewnie za zadanie rozświetlić twarz. Niestety tego typu ubrania nie nadają się dla osób kandydujących na premiera. Polityk z błyszczącymi kamyczkami przy twarzy wygląda mało profesjonalnie. Podczas rozmowy, która jest walką o być albo nie być polityka, doradzałabym zdecydowanie koszulę i nic innego. Trochę Ewę Kopacz ratowało tutaj to, na co raczej nie miała wpływu, czyli okulary. One zawsze sprawiają, że ktoś wygląda nieco bardziej profesjonalnie. Kolor garsonki w połączeniu z dość źle wykonanym makijażem sprawiał, że Ewa Kopacz wyglądała na  bardzo zmęczoną. Tak jak pisałam we wcześniej podlinkowanym artykule, pani premier lepiej prezentuje się w jasnych kolorach. Rozumiem, że poprzez założenie czegoś ciemnego chciała podkreślić swój wiek i doświadczenie. To też jest pewien sposób na pozyskanie głosów, być może zastosowany tutaj celowo, ale jednocześnie część wyborców może pomyśleć, że pora dać szansę w polityce komuś młodszemu. Kolejnym minusem były niestabilne szpilki. Bardzo duży błąd, zważywszy na to, co napiszę w akapicie dotyczącym wymowy. Na plus zaliczyłabym kolczyki – wyglądały dość neutralnie i w zasadzie spokojnie mogłyby wystarczyć za całą ozdobę dla pani Kopacz.

Jeśli zaś chodzi o sposób wypowiadania się, pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to niepełny oddech, zaciśnięta żuchwa, martwa górna warga i takie trochę cedzenie słów przez zęby z jednoczesnym skandowanym frazowaniem. To brzmiało źle. Ewa Kopacz była bardzo zdenerwowana i było to wyraźnie słychać. Nie patrzyła w kamerę, załamywał się jej głos, kilka razy miałam wręcz wrażenie, że jest bliska płaczu. Akcent w wypowiedziach rozłożony był nielogicznie. Wybrane wyrazy akcentowane były niepoprawnie, inicjalnie (na pierwszą sylabę słowa). Wyhamowana została funkcja delimitacyjna (wskazująca granicę między wyrazami) akcentu, przez co nie można było wyczuć, kiedy pani premier zamierza skończyć swoją wypowiedź. Do tego doszła niesamowicie niechlujna dykcja („czea” zamiast „trzeba” itp.). Wspominałam wcześniej o szpilkach. Znając problemy Ewy Kopacz z prawidłowym wydobywaniem głosu, całkowicie odradziłabym jej szpilki. Przy tak niepewnym głosie najprostszą metodą na złapanie gruntu i tym samym prawidłowego oddechu są płaskie buty. Dałoby się je spokojnie ukryć, ponieważ wszyscy wiedzieli, że obydwie Panie będą stały za pulpitami.

Nie ma się co oszukiwać – było źle. Wszystko sprawiało wrażenie dużego chaosu, powierzchownego przygotowania do debaty oraz ogromnego stresu. Tak naprawdę na plus mogę zaliczyć tylko i wyłącznie zaangażowanie, z jakim Ewa Kopacz wypowiadała kolejne swoje argumenty. Widać było, że jej zależy i że walczy. Niestety totalnie się w tej walce pogubiła, a brak spójnego, wypracowanego wizerunku i spokojnego wysławiania się niestety nie wzbudza zaufania wyborców.

Beata Szydło

szydło2

Beata Szydło wzorowo postawiła na królewski niebieski, czyli ulubiony kolor polityków. Brzmi podręcznikowo, jednak podręcznik został zamknięty na pierwszym rozdziale. Spodnie były znacznie za szerokie. Przód marynarki układał się lepiej, natomiast rękawy również były zbyt opięte. Nietypowy kołnierz koszuli widziałam już wcześniej u pani Szydło.  Gdyby był jedynym zwracającym uwagę elementem jej stroju, to zaliczyłabym go jako ogromny plus, ponieważ w połączeniu ze świeżym, lekkim makijażem naprawdę  ładnie ożywiał twarz. Niestety pani Szydło miała jednocześnie na sobie poszetkę i broszkę. Nie wiem, kto jej to podpowiedział, ale stanowczo za dużo rzeczy połączono w jedną całość. Broszka jest kategorycznie do odpięcia. Plus przyznaję za płaskie buty, to naprawdę pomaga podczas stresujących wystąpień publicznych. Również rękawy koszuli wystawały prawidłowo spod żakietu.

Jeśli zaś chodzi o sposób wypowiadania się, to z pozoru u Beaty Szydło było lepiej niż u Ewy Kopacz. Mówiła płynniej, patrzyła w kamerę oraz miała spokojny głos. Jednak po pewnym czasie zaczęło się to robić straszliwie monotonne. Głos był jednostajny, zdania wypowiadane bez akcentu i totalnie bez zaangażowania. Całość sprawiała wrażenie, jakby kandydatka przyszła na debatę za karę. Wielokrotnie w stosunku do pani premier wypowiadała się z drwiną, ironią i politowaniem. W jej głosie było słychać wyraźne traktowanie z góry, tak jakby robiła jej dużą i niechętną przysługę, że w ogóle się na tę rozmowę zgodziła. Piszę o tym dlatego, że na pierwszy rzut oka (czy raczej ucha) daje to Beacie Szydło przewagę, jednak po dłuższym czasie wyborca dostrzega ten brak szacunku. A to nie jest nigdy dobre, bez względu na to, kogo nie szanujemy – zawsze traktowanie ludzi z wyższością będzie źle odbierane. Brak szacunku w stosunku do jednej osoby wskazuje na potencjalny brak szacunku w stosunku do innych osób. Dodatkowo miejscami (szczególnie w grupach spółgłoskowych) mowa kandydatki była niechlujna.

Generalnie – strój był minimalnie zbyt ozdobny, natomiast mowa stanowczo zbyt monotonna i niestety niegrzeczna. Na koniec Beata Szydło obudziła się ze sztucznym entuzjazmem. Pierwsza fraza wypowiedziana z zaangażowaniem – jednocześnie ostatnie wypowiedziane przez nią oficjalnie słowa – czyli „damy radę”, nie brzmiały niestety wiarygodnie po tym wszystkim, co usłyszeliśmy przez poprzednie pół godziny.

Chyba nikogo nie zdziwię, jeśli powiem, że debatę przegrały obydwie panie. Wizerunek żadnej z nich nie był znacząco lepszy. Gdybym miała podzielić to procentowo, dałabym 52% Beacie Szydło i 48% Ewie Kopacz. Natomiast prawda jest taka, że najchętniej obydwu dałabym po 2 punkty na 100 możliwych. Debata była marna, wygląd taki sobie, a sposób wypowiadania się obydwu pań pozostawił wiele do życzenia.