Gdzie jest raj?

Styczeń 11, 2016

Szukałem przecież po całym świecie siódmego nieba. (1)

– Skąd wiesz? – zapytał mój kolega, kiedy mu powiedziałam, że kolejna ucieczka w niczym nie pomoże. Czwarta zmiana kraju zamieszkania nie rozwiąże jego problemów. Nie znajdzie za niego tego, czego szuka. A szukał wielu rzeczy: spokojniejszej pracy, prawdziwych przyjaciół, kopii swojej byłej dziewczyny.

– Skąd wiesz, że uciekam? – powtórzył.

– A to tak trudno zauważyć? – zdziwiłam się. – Co trzy lata mieszkasz w innym miejscu. Co trzy lata sprzedajesz wszystko, co masz, pakujesz się i jedziesz szukać szczęścia ostatecznego. Nigdy go nie znajdujesz. Dopóki jesteś zajęty nowym miejscem, nowymi ludźmi, nowymi sprawami – milionem nowych rzeczy, które można poznać, zobaczyć albo które cię po prostu dziwią – jest okay. Wtedy czujesz, że coś robisz. Twoje życie przez chwilę ma sens, cel i plan. Przez rok, czasem dwa myślisz sobie: podjąłem właściwą decyzję, o to właśnie chodziło. A potem zaczynasz się nudzić. W nowym kraju pracujesz mniej, ale za to wśród większych idiotów. W trakcie weekendu poznajesz mnóstwo ludzi, ale nikogo nie interesują twoje środowe partyjki makao ani czwartkowe planszówki. A na końcu piękna brunetka, dla której polubiłeś meksykańską kuchnię, decyduje ci się pokazać bez makijażu i okazuje się, że kiepska z niej Angelina, a na dodatek dociera do ciebie plotka, że nago widziało ją już pół miasta. A potem zmieniasz kraj. Pracujesz z mądrzejszymi ludźmi, ale od świtu do nocy, więc planszówek nie zdążysz nawet wypakować z kartonów. Masz dwóch świetnych przyjaciół, którzy dzwonią do ciebie codziennie, tylko dlatego że zielsko na trzech wychodzi taniej. A brunetka zamienia się w blondynkę, którą karmisz nadzieją o miłości, bo w sumie to czasem ci się nudzi w niedzielne popołudnia.

Wydaje ci się, że jeszcze jesteś młody i masz czas zaczynać kolejny raz od zera. Że jeszcze może być lepiej. Że jeszcze będzie tak, jak sobie wymyśliłeś.

W końcu zmieniasz kontynent, klimat, strefę czasową. I nic ci to nie daje. Bo gdybyś umiał być szczęśliwym człowiekiem, to byłbyś nim, gdziekolwiek jesteś. Pomyśl, gdzie mają dobre jedzenie, skocz tam na weekend, wróć i spróbuj ogarnąć swoje życie. Zacznij od siebie.

– To mi dowaliłaś.

Teraz już wiem, że raj to nie jest konkretne miejsce, które można znaleźć, ale to, jak się czujesz przez krótką chwilę w swoim życiu. (2)

Pamiętam, że wtedy obiecałam sobie: nigdy nie będę uciekać. Będę podróżować, być może nawet kiedyś na stałe wyprowadzę się z Polski, ale nie będę uciekać. Różnica między uciekaniem a nieuciekaniem zależy od powodu, dla którego opuszczamy kraj. Uciekamy, bo nie potrafimy sobie z czymś poradzić i wydaje nam się, że tylko inne ciśnienie i nowe powietrze mogą nas uratować. Nie uciekamy, kiedy jesteśmy najszczęśliwsi na świecie i po prostu z różnych powodów (ekonomicznych, towarzyskich) zmieniamy miejsce zamieszkania.

Ja nie wykluczam, że KIEDYŚ się spakuję. Ale na chwilę obecną nie wyobrażam sobie życia nigdzie indziej niż w Warszawie. Wielu moich znajomych również nie. I chociaż żyje nam się tu średnio, kasują nam nocne metro, podnoszą ceny biletów, a nasza pensja zaraz po magisterce zbliżona jest do tej, którą można dostać w Tesco bez matury, to jednak tutaj siedzimy. Dziwne, co?

Zapytałam ludzi marudzących na swoją pracę, szukających pracy, bez pracy – dlaczego jeszcze się nie wyprowadziliście? Niektóre odpowiedzi mnie zaskoczyły:

Polska to pojebany kraj, jak każdy inny, ale to pojebanie mam już jakoś opanowane, a nie wiem, czy dałbym radę opanować inne (wiesz, że Francuzi nawet najwyższe odznaczenia państwowe wysyłają pocztą?!).

Jednak zazwyczaj powtarzały się te same słowa: dom, rodzina, dziewczyna, chłopak, przyjaciele, miłość. Moja koleżanka powiedziała wprost: „Gdybym miała pewność, że mój chłopak pojedzie ze mną, to bym się nie zastanawiała, ale nie wyobrażam sobie wybierania pomiędzy jednym a drugim”.

Dojeżdżając do latarni morskiej w Ushuaii, najdalej położonym mieście na kuli ziemskiej, orientujemy się, że jedyne, co pozwala nam włóczyć się po świecie, to świadomość, że w każdej chwili możemy wrócić tam, gdzie wszystko się zaczęło – do domu. (3)

 

(2), (3) „Historia nieudanej ucieczki z miasta Warszawy” to jedna z mocniejszych książek, jakie ostatnio przeczytałam. Autor – Krzysiek Szymczak – jest bowiem mistrzem obserwacji. I nie dość, że widzi, to jeszcze potrafi wyłapać, nazwać i zapisać takie szczegóły, że jednym zdaniem przenosi nas z Warszawy do Nowego Jorku. A przy tym pięknie pisze o uciekaniu. Trochę je oswaja, żeby na koniec i tak wrócić do domu. Całość tworzy klimat takiego niepokoju, jaki odczuwamy po sylwestrowym kacu. Wtedy, kiedy jedyne na co mamy siłę, to radosny noworoczny toast i niespieszny wieczorny papieros. Jednak nie bójcie się – nastrój melancholii przerywany jest momentami, przy których dosłownie będziecie się turlać ze śmiechu. Jednym słowem must-read o wolności i trochę o tym, czego ona nam nie daje.

Książka wpadła mi w ręce w idealnym momencie. Od kilku tygodni zastanawiałam się, jak ugryźć na blogu temat wyprowadzek na stałe za granicę. Zwróciłam na to uwagę, bo mój rocznik w większości zdążył już skończyć studia i zaczął zastanawiać się, CO DALEJ. Nie mogłam jednak dojść do wniosku, jaką tezę chcę postawić w notce. O co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi?

Teraz wiem, że nie ma jednej dobrej odpowiedzi, a wśród wielu rozwiązań trzeba pamiętać o tym, że w życiu są rzeczy zwyczajnie ważniejsze niż słońce w Miami.

(Chociaż i tak mam nadzieję, że wszyscy je kiedyś zobaczymy).

PS. Kolega przeprowadził się jeszcze raz. Potem się zakochał i częściej widuje się go w zapomnianych nadmorskich kurortach w Polsce niż w samolocie.

(1) Cytat pochodzi z utworu „Sam na sam” Mirosława Czyżykiewicza.