Ikony stylu – Anna Wintour

Kwiecień 5, 2016

Dzisiejsza bohaterka naszego cyklu słynie z pracowitości i opinii trudnej, despotycznej osoby. A także – drobiazg – z bycia jedną z tych kilku postaci, które od lat nadają ton modzie i wyznaczają światowe trendy. Kolejny odcinek „Ikon stylu” poświęcam Annie Wintour, wieloletniej redaktorce naczelnej amerykańskiego „Vogue’a” i jednej z najbardziej wpływowych kobiet globu.

Anna Wintour nie tylko wyznacza trendy jako redaktorka magazynu, który nieprzypadkowo nazywany bywa „Biblią mody”. Sama też jest ucieleśnieniem stylu. Zupełnie indywidualnego stylu. Jak lubi powtarzać Wintour, w błędzie są wszyscy ci, którzy sądzą, że moda polega na kopiowaniu aktualnych trendów. Bezrefleksyjne przebieranie się w to, co akurat króluje na wybiegach, nieuchronnie musi prowadzić do katastrofalnych wpadek wizerunkowych. Wintour służy przykładem, co robić, aby ich uniknąć. Jej styl jest jak najbardziej własny, bardzo spójny i konsekwentnie rozwijany od tak dawna, że aż trudno w to uwierzyć.

Ikona własnego stylu

Pierwszą rzeczą, która przychodzi do głowy, gdy chodzi o wizerunek Anny Wintour, jest fryzura. To ona swego czasu spopularyzowała styl „na pazia”, którego nie zmienia od dekad. Podobno po raz pierwszy Anna Wintour obcięła włosy w ten charakterystyczny sposób, kiedy miała czternaście lat. Od tamtej pory nie zmieniła uczesania ani razu. Plotki głoszą, że aby utrzymać włosy w tak nieskazitelnym i niezmiennym ładzie, redaktorka naczelna „Vogue’a” musi poddawać je częstym i czasochłonnym zabiegom. Mycie ich dwa razy każdego dnia, rano i późniejszym popołudniem, to zapewne tylko czubek pielęgnacyjnej góry lodowej.

Anna_Wintour2

 autor zdjęcia: David Shankbone

W parze z fryzurą na pazia nieodłącznie idą ciemne okulary. Anna Wintour od lat nigdzie się bez nich nie rusza. Okulary i duży naszyjnik to dodatki, które prawie zawsze zdobią naczelną „Vogue’a”. Czasami ewentualnie redaktorka dodaje do tego niezbyt rzucający się w oczy zegarek. Nie przepada za pierścionkami i bransoletkami. Jak widać, w kwestii dodatków, jak w każdej innej, Wintour podąża przede wszystkim za własnymi preferencjami, a może nawet… koniecznością. Plotki głoszą, że ciemne okulary Wintour są wyposażone w szkła korekcyjne, bo bez okularów redaktorka widzi na tyle słabo, że nie jest w stanie rozpoznać twarzy ludzi spotykanych na ulicy. Sama Wintour nigdy nie potwierdziła tej informacji.

W wyglądzie Anny Wintour jest jeszcze jedna rzecz, która pozostaje niezmienna – buty. Redaktorka nie eksperymentuje z obuwiem – zazwyczaj ma na sobie nierzucające się w oczy sandały w kolorze cielistego beżu. W przeciwieństwie do obuwia, garderoba Wintour wręcz błyszczy. Naczelna „Vogue’a” bardzo lubi wyraziste, wręcz królewskie barwy – złoto, purpurę czy fuksję. Nie stroni też od wzorów takich jak lamparcie cętki. Poproszona o wymienienie kilku cech, które musi posiadać osoba pracująca w jej redakcji, obok energii, charakteru i własnego zdania, Wintour wymieniła właśnie zamiłowanie do kolorów. Nigdy nie zatrudniłaby w „Vogue’u” osoby, która od stóp do głów ubrana jest na czarno, choćby nawet była to czerń od Prady! Muszę jednak dodać, że przy całej niechęci do bezbarwności, Wintour nigdy nie przesadza. Przede wszystkim elegancja i kobiecość – tak brzmi jej wizerunkowa rada numer jeden.

Zorganizowana diablica

Łatwo się domyślić, że osoba obdarzona taką pewnością w kreowaniu własnego wizerunku musi mieć silną osobowość. Z charakteru Anna Wintour znana jest nie mniej niż z wyglądu. W 2003 roku Lauren Weisberger, była asystentka pierwszej damy przemysłu modowego, napisała bestsellerową powieść pt Diabeł ubiera się u Prady, która po niedługim czasie doczekała się równie popularnej ekranizacji (w roli głównej Meryl Streep). Bohaterką powieści i filmu jest redaktorka poczytnego magazynu modowego Miranda Priestly – perfekcjonistka i tyranka, ucieleśniony koszmar podwładnych. Autorka powieści nigdy nie przyznała wprost, że główna bohaterka jest wprost wzorowana na jej byłej szefowej, ale wnioski nietrudno było wyciągnąć. Anna Wintour nawet w tej sytuacji nie straciła jednak poczucia stylu. Pojawiła się na premierze filmu… w ubraniach od Prady, a po seansie powiedziała, że film jej się podobał. Pewnie już wtedy wiedziała, że cała sprawa może tylko pomóc jej zyskać jeszcze więcej rozgłosu.

534px-Anna_Wintour_2009_crop

źródło zdjęcia

Są tacy, którzy twierdzą, że sława najtrudniejszego charakteru w branży modowej jest skutkiem cech, których można Annie Wintour tylko zazdrościć. Naczelna „Vogue’a” słynie z pewności siebie, nieustannego dążenia do wyznaczonego sobie celu, zorganizowania i pracowitości. Podobno każdego dnia wstaje o piątej rano, zaczyna dzień od tenisa i wcześnie jedzie do redakcji. Nieustannie dba o każdy szczegół swojego wyglądu, choć w siedzibie „Vogue’a” zdarza jej się być ubraną trochę mniej elegancko – w drogi, markowy t-shirt. Zawsze pokazuje się tam, gdzie powinna, a żadna wielka impreza modowa nie może się rozpocząć, zanim Anna Wintour z notesem w dłoni nie zajmie swojego miejsca w pierwszym rzędzie. Z uroczystości po pokazach naczelna „Vogue’a” wychodzi jednak zwykle po dwudziestu minutach i nigdy nie pije na nich alkoholu. Jak głoszą plotki, codziennie po ciężkim dniu kładzie się spać parę minut po 22, by nazajutrz znów obudzić się o piątej.

No właśnie: plotki. Większość informacji krążących o Annie Wintour to zaledwie niepotwierdzone pogłoski. Nie wiemy na pewno, czy Wintour rzeczywiście jest taką diablicą jak Miranda Priestly ani czy informacje o jej rozkładzie dnia są prawdziwe. Nie potrafimy rozstrzygnąć, czy najwymyślniejsze pogłoski o jej życiu prywatnym to fakty czy mity – a szkoda, bo są wśród tych plotek takie perełki, jak domniemany tygodniowy romans z Bobem Marleyem. Naczelna „Vogue’a” raczej nie dementuje plotek na swój temat. Wie, że wizerunek ikony jest czymś innym niż prawdziwa osobowość, a tę mało kto odkrył. Wintour znana jest bowiem jako osoba zamknięta, zorientowana na cel perfekcjonistka, która nie dzieli się ze światem swoimi prawdziwymi uczuciami.

Kreatorka stylu

Jako redaktorka amerykańskiej edycji „Vogue’a” Anna Wintour jest rzecz jasna nazywana ikoną stylu nie tylko dzięki własnemu wizerunkowi. Wszyscy w świecie mody znają jej intuicję pozwalającą bezbłędnie wyczuwać trendy i umiejętność wynajdowania młodych talentów. To Wintour pomogła rozwinąć się takim postaciom jak Alexander McQueen, Marc Jacobs czy siostry Rodarte. Nie mniej niż na samej modzie, wieloletnia naczelna „Vogue’a” zna się bowiem na dziennikarstwie modowym. To dopiero dzięki niej magazyn zyskał sławę „Biblii mody”. Przed nastaniem ery Wintour, amerykański „Vogue” stawał się stopniowo pismem lifestyle’owym, w którym moda pozostawała nieco na uboczu. Wintour, jako nowa naczelna, postanowiła przywrócić modzie należne jej miejsce na łamach.

Anna_Wintour_2

autor zdjęcia: Ed Kavishe

Wintour mocno chwyciła „Vogue’a” w swoje ręce i nie puściła do tej pory. Sukces zawdzięcza wizji. Zaczęła swoje dowodzenie od zmiany personelu i modyfikacji profilu pisma. Później przyszedł czas na eksperymenty. Zamiast okładek z dobrze znanymi modelkami nienaturalnie patrzącymi w obiektyw, Wintour zaproponowała bardziej realistyczne zdjęcia. To była prawdziwa rewolucja w świecie dziennikarstwa modowego. Do historii przeszła zwłaszcza pierwsza z takich okładek – z idącą po ulicy modelką uśmiechniętą tak szeroko, że jej oczy wyglądają na przymknięte. Innym brzemiennym w skutki pomysłem Wintour było wykorzystanie celebrytów. To naczelna „Vogue’a” pierwsza wyczuła, że czytelnicy nie chcą już oglądać na okładkach modelek, a zamiast nich wolą swoich medialnych ulubieńców. W ten sposób na okładce magazynu pojawili się między innymi LeBron James albo Kim Kardashian i Kanye West. Co jeszcze zrobi dla świata mody Anna Wintour, diablica, która mimo długiego stażu pracy na pewno nie planuje emerytury? Doprawdy trudno przewidzieć!