Czy obciąć włosy? Czyli o podejmowaniu tej szalonej decyzji

Lipiec 22, 2016

Doskonale pamiętam, że pierwszy raz musiałam obciąć włosy – jak każda dziewczynka – po pierwszej komunii. Powodem był fakt, że uczęszczałam na zajęcia z pływania. Wychodziłam z nich zawsze ostatnia, bo tak długo suszyłam włosy. Cóż, od małego cierpiałam (truuuudne sprawy) z powodu nie tylko długich, lecz także grubych oraz występujących na mojej głowie w dużej ilości włosów. Oczywiście kiedy w lustrze zamiast najładniejszego w klasie warkocza pojawiły się nijakie włosy do ramion – byłam załamana. Trauma trwała do II albo III klasy gimnazjum, kiedy to w ramach buntu sama poprosiłam fryzjerkę o drastyczne cięcie (drastyczne w moim przypadku zawsze znaczy do ramion). Kolejny raz obciąć sobie włosy pozwoliłam dopiero znanemu warszawskiemu fryzjerowi Damianowi, który przeprowadzał na nich dekoloryzację z czarnego na blond i – prawdę mówiąc – nie było sensu rozjaśniać ich na siłę na całej długości, lepiej było je obciąć.

To było cztery lata temu. Od tamtej pory, aby chociaż podciąć końcówki, musiałam do wyżej wymienionego Damiana pisać odręcznie podanie, które było rozpatrywane… albo nie. W ten sposób po 4 latach miałam najdłuższe włosy w mieście!

Zimą kilka razy podpięliśmy moje włosy tak, że wyglądały na krótkie. Niby zastanawiałam się, czy nie zaszaleć naprawdę, ale jakoś zawsze uciekałam, zanim to pytanie zdążyło wybrzmieć.

I nagle któregoś pięknego dnia usiadłam na fotelu i powiedziałam nieśmiało: „Chyba chciałabym, żebyś obciął mi włosy niecooooo krócej”. Damian trzymał nożyczki w ręku, zanim w ogóle zaczęłam mówić, i jednak „nieco krócej” chciał zinterpretować dość odważnie jak na mnie. Ja jak zwykle zgodziłam się na wszystko. A żeby było zabawniej, dwa miesiące później wróciłam i poprosiłam o jeszcze większe skrócenie.

Obecnie jestem najbardziej zadowoloną na świecie osobą, która obcięła włosy. Kiedyś mi się wydawało, że wraz z włosami stracę swoją kobiecość (cóż, człowiek był młody, głupi i sądził, że kobiecość to długie fale…). Potem byłam pewna, że bez długich włosów utracę własną tożsamość (argument w zasadzie nie do obalenia). Na końcu okazało się, że nie ma nad czym się aż tak długo zastanawiać. W krótszych czuję się lżej, nowocześnie i bardziej wakacyjnie. Nie mówię, że kiedyś ich znowu nie zapuszczę. Ale na pewno nie w najbliższych miesiącach. W tym momencie to jest dla mnie najbardziej kobieca i najbardziej pasująca do mnie fryzura!

Sukienka: Monika Kamińska

Buty: Sam Edelman / Shopbop

(podobne tutaj i tutaj)

fot. Szymon Brzóska

STST3328

STST2984-horz

STST3503

STST3048