Blogerkę kosmetyczną za 5 zł kupię

Maj 13, 2012

Najgorszy PR z jakim przyszło mi się spotkać, to ten na blogach kosmetycznych.

Ostatnio w wolnych chwilach śledzę różne kampanie, które przeprowadzane są w blogosferze. Spraw dotyczących większych blogów nie trzeba już komentować, bo wszystko jest powtarzane regularnie przez różnych blogerów (na przykład tutaj i tutaj). Zabrałam się za obserwację kampanii na mniejszych i średnich blogach. Nie jest najlepiej.

Podczas kiedy jedni blogerzy podziwiają Balaton <klik>, inni muszą borykać się z codziennością.

Moim zdaniem najgorzej jest na blogach kosmetycznych.

(Od razu zaznaczam – przedstawiam swój punkt widzenia. Każdy ma prawo prowadzić bloga wg swojego pomysłu i jeżeli uważa, że ma ochotę robić to, co ja tutaj neguję, to okay. Nie krytykuję żadnego pomysłu na zarabianie, o ile jest zgodny z prawem i nikogo nie krzywdzi. Wiem jednak, że są dziewczyny, które mają potencjał i tak samo jak ja chętnie zrobiłyby coś ciekawego, ale nie mają jak.)

Dlaczego?

Blogerka kosmetyczna jest uznawana za najgłupszą (najbardziej naiwną?) z możliwych. Ludziom się wydaje, że skoro ktoś pisze o kremach, to raczej nie jest zbyt mądry. Tak samo wydaje się też firmom, które oferują dziewczynom współpracę.

Przykłady?

1. Kilka dni temu dostałam propozycję testowania miniatury(!) produktu w zamian za link do sklepu i baner na swoim blogu. Koszt całego produktu to ok. 18 zł, więc koszt miniatury oceniam najwyżej na 5 zł.

(Osobną sprawą jest to, że banery funkcjonują wyłącznie dlatego, że w Internecie są dostępne listy: „Klikajmy w swoje banery”).

2. Na błędzie BeautyBlendera <klik> nikt się nie nauczył. Oto treść e-maila, jaki w poprzednim tygodniu dostawały blogerki kosmetyczne:

„Reprezentuję portal modowy WWW.LAMODE.INFO i dla marki Eveline poszukuję blogerek/ videoblogerek chętnych do recenzji ich produktów.

Chciałabym zaproponować Pani udział w naszym programie eksperckim.
Przesłalibyśmy Pani 6 produktów marki Eveline, których recenzje zamieściłaby Pani na swoim blogu lub videoblogu.
Może oczywiście Pani pisać własne odczucia uwzględniając plusy i minusy kosmetyku. Jednak produkty, które się całkowicie nie sprawdzą prosilibyśmy nie zamieszczać na blogu, tylko ich pisemna recenzje wysyłać do nas, a ja będę je przekazywać do producenta.

Szkoda mi jednej i drugiej firmy. Obydwie lubiłam. Na portal chętnie zaglądałam, a Eveline ma świetne peelingi do ciała. Naprawdę trzeba było się aż tak ubezpieczać? My, kobiety wiemy, że nie ma kosmetyku idealnego i nie jest możliwe, żeby jeden produkt spodobał się wszystkim. Zawsze pojawi się jakiś procent negatywnych opinii. Ale pozwolę sobie tutaj na cytat: „to nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy”.

Nie ujawnia się takich akcji, bo blogerzy boją się, że inne firmy nie będą się wtedy do nich zgłaszać. Okay, ale ja jestem przekonana, że jest mnóstwo firm, które nie wysyłają takich e-maili, a blogerzy nauczyli się już dawno, że w akcje z firmami, których produktów nie lubią, po prostu nie wchodzą. Im też nie jest na rękę obsmarowywanie od góry do dołu otrzymanych prezentów. Ja nie widziałam mocno negatywnej opinii produktu, który bloger otrzymał w ramach współpracy.

Duzi blogerzy, obsługiwani przez duże firmy mają się coraz lepiej i coraz ciekawiej. Ponieważ reklama w blogosferze robi się popularna, mniejsze firmy celują w mniejszych blogerów. Jedna i druga strona ma przede wszystkim m n i e j s z e doświadczenie.

Sukcesem są  już zwykłe e-maile „Czy możemy wysyłać produkt do testów” .

Pozytywny przykład? Nawet kilka.

Bezustannie świetny w kontaktach z blogerami jest Glossybox. W poprzednim pudełku średnio pasowały mi 2 produkty i nikt mi nie zabronił o tym pisać. W tym pasują mi wszystkie i zamierzam to powtarzać wielokrotnie, nie tylko na blogu, ale również znajomym. Mało kto pamięta, że bloger pełni też czasami rolę takiego mini eksperta wśród swoich znajomych, którzy są zdecydowani coś kupić (a nie tylko zostawić komentarz „super!”), tylko nie chce im się zastanawiać, co będzie dla nich najlepsze.

Bardzo miło współpracowało mi się z AlleDrogerią. Dostałam propozycję przetestowania produktu i żadnych wytycznych poza tym. Może nie są to wyżyny kreatywności, i na innych blogach już dawno wszyscy to odkryli, ale skoro mamy tyle drastycznie złych propozycji, to zwykły e-mail z propozycją przetestowania produktu jest jak najbardziej na miejscu. Bez wyliczeń czego to bloger nie powinien z tym produktem potem zrobić. A zrobi sam. U mnie powstała sesja <klik>. A mogłam po prostu maznąć produktem po dłoni.

Kolejny już niedługo na blogu :)

Co dalej?

Siedzę sobie spokojnie w domu i czekam kiedy nadejdą takie czasy, że firmy zaczną przeprowadzać kreatywne kampanie, angażujące czytelników również na mniejszych blogach.  Ostatnio mocno śledzę rynek różnych eko kosmetyków, malutkich jednoosobowych firm, produkujących ubrania i innych ciekawych mini przedsiębiorstw, których nie stać na reklamę na największych blogach, ale wspaniale mogłoby sobie poradzić na mniejszych, gdyby tylko wymieniły kilka e-maili z blogerem i ustaliły coś ciekawego. Ja jestem wielką fanką takich małych firm, dlatego piszę – Wy też możecie mieć świetną kampanię! Wystarczy pokombinować. I nie zmuszać do niczego blogera – sam z siebie zrobi więcej i wyjdzie to bardziej naturalnie.

Wystarczy poszukać kreatywnej blogerki

Testowanie produktów jest fajne, ale moim zdaniem mało kto zwraca już na to uwagę. Oczywiście z testowania nie można zrezygnować, bo inaczej się nie da pisać o kosmetykach, ale trzeba opakować to w jakąś nową formę. Zaangażować czytelników bloga. Zrobić coś, żeby o kosmetyku dowiedziały się nie tylko kolejne blogerki kosmetyczne, ale również osoby mniej zaangażowane w ten świat. To jest szansa na zapamiętanie marki, to jest PR i to działa.

Droga firmo czytająca tego bloga, pokaż że Ty potrafisz! To jest takie pole to popisu i niezagospodarowany teren, że wow!