Bez zapiętych pasów jesteś dla mnie frajerem

Lipiec 2, 2012

Tu miała być notka o wyjeździe do Krakowa. Będzie jutro, bo coś mnie zdenerwowało.

Kraków, 4 rano, wracam ze znajomym taksówką. Jedziemy jedną, bo mój hotel jest blisko jego mieszkania. W połowie drogi on pyta:

-Jedziesz z zapiętymi pasami?

-Tak.

-Serio?

-Tak.

-Hehehehe, po co?

-Zawsze jeżdżę z zapiętymi pasami.

-Hehehehehe.

-Takie są przepisy.

-Hehehehe.

Było rano, byłam zmęczona, nie miałam sił z nim dyskutować, ale jak dziś sobie o tym pomyślałam, to zrobiło mi się słabo. Pamiętam, jak kilka lat temu moja ciocia wróciła ze Stanów. Wtedy w Polsce nie było przepisu zapinania pasów na tylnych siedzeniach samochodu. Ciocia wprowadziła zasadę zapisania pasów. Zawsze.

Pewnie miało to wpływ na nawyk jaki sobie wyrobiłam, do tej pory, zawsze bez względu na dystans zapinam pasy. Zerowa wydaje mi się brawura jazdy bez pasów. Bo co? Bo jestę supermenę i nic mi się nie stanie? Jaki jest problem z zapięciem? No jaki, bo nie rozumiem?

Ludzie mnie załamują. Serio, obśmiać kogoś, bo zapiał pasy w taksówce? Proponuję jeszcze obśmiać rowerzystów w kaskach i żeglarzy w kapokach.

Naprawdę jest coś fajnego w jeździe bez pasów?!?!?!

Nie dajmy sobie wmówić takich bzdur.

Jeżeli ja Was nie przekonałam, przeczytajcie te komentarze: