Leniwy piątek w Sopocie

Październik 17, 2012

Uwaga! Nie jestem w sukience!

Newsy

Trochę to jeszcze do mnie nie dociera, ale wychodzi na to, że powoli większość mojego tygodniowego planu zaczynają wypełniać rzeczy związane z blogiem. Niesamowicie mnie to cieszy, ale nie da się ukryć, że trochę (tak tyci tyci)  mnie ta drastyczna zmiana mojego życia też przeraża. W każdym razie – to wszystko dzięki Wam :) Jak czytam Wasze komentarze pod postami, to mam większego banana na twarzy niż po pizzy i obiecuję Was za to częściej wynagradzać (materialnie hehe).

Sopot

Wracając do Sopotu. Kiedy już wiedziałam, że jadę na Blog Forum Gdańsk, uznałam że nie ma sensu pojawiać się w Trójmieście tylko na weekend. Zwłaszcza, że nigdy nie byłam nad morzem jesienią (trochę wstyd, wiem).

Wpakowałam się więc w czwartek w pociąg, po to żeby w piątek jeść już moje ukochane gofry w Sopocie (jak staniecie tyłem do molo, to po lewej stronie zaraz za barem Kropka).

Najlepsze gofry na świecie!

Taka dawka cukru sprawiła, że resztkami sił doszłam na molo.

Nie da się ukryć, że morze jesienią jest przecudowne. Byliście kiedyś?

Zawsze na wyjazdach fotografuję niebo. Niebo nad Sopotem w październiku będę sobie przypominać w styczniu i lutym (brrr).

Mam na sobie czarną, obcisną sukienkę…dobra, żarcik. Mam na sobie za duży sweter, założony na innych sweter, założony na bluzkę i jeszcze za duży szalik. W czuję się w tym zestawie idealnie! Za duży sweter i wielki szalik to obowiązkowy zestaw na jesień i zimę. Mój sweter jest z ukochanego przeze mnie ostatnio sklepu Oysho, a szalik z Tatuum. Cierpię, że ubrania trzeba prać, bo najchętniej bym tego w ogóle z siebie nie zdejmowała.

Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie poszła do Atelier.

Nie byłabym sobą również gdybym nie zapozowała z podświetlonym drzewem ;)

Gdańsk

Wieczorem wróciłam do Gdańska, żeby spotkać się z kolegą. Oczywiście byłam głodna. Wpadliśmy do Burritos Mexican Grill Bar, bo się ucieszyłam, że mają opcję wegetariańską, a w sumie miałam ochotę na coś meksykańskiego. Niestety zarówno ja, jak i kolega mamy mieszane uczucia. Niby to fajne, zdrowe, lekkie, tanie i zawsze lepsze od kebaba (których ja nie jem, bo notorycznie mi po niech niedobrze). Tylko, że niestety nie smakuje jakoś szałowo. Da się zejść, ale można popracować nad jakością składników i przyprawami. Tęsknić za tym smakiem nie będę. Jedliście tam kiedyś?

Ooo, blogerki ;)

Jestem mistrzem przypadkowego spotykania ludzi (przypomnijcie mi kiedyś to opiszę gdzie spotkałam moją Mamę). Po jedzeniu szukaliśmy z kolegą jakiegoś w miarę cichego lokalu z ciekawym piwem. Zrezygnowaliśmy  z dwóch czy trzech, w których było za głośno, żeby w końcu usiąść „U Szkota”. Godzinę wcześniej umówiłam się z Magdą, że tam jej znać, kiedy będę w Gdańsku. Siadam wysyłam sms: „Jestem U Szkota”… i 15 sekund później widzę przed sobą trzy blogerki :D Okazuje się, że Venila, Tattwa i Candice wybrały ten sam lokal. Super było poznać się jeszcze przed startem BFG!

Świat jest mały, a Internet to już w ogóle.

Ps. Mój kolega po godzinie rozmów z dziewczynami stwierdził, że sam zakłada bloga. To się nazywa oczarować nie blogera! Trzymam za słowo!