Dlaczego nie lubimy świąt?

Grudzień 23, 2012

Jak być może zauważyliście nie katuję Was na Fejsie choinkami, pierniczkami i pomysłami na prezenty.

Należę do tej części ludzkości, która czeka nie na święta, a na to kiedy się skończą. Nie jestem sama. Dziś moja koleżanka napisała na tablicy: „No dobra, to teraz zamykam oczy i jest już po świętach”. Chyba jest nas coraz więcej.

Co takiego jest w świętach, że tak bardzo ich nienawidzimy? Wydaje mi się, że nie chodzi tutaj o same święta jako święta, ale o milion dziwnych rzeczy, które im towarzyszą:

1. Festiwal sprzątania – po prostu cyrk na kółkach. WSZYSTKO trzeba IDEALNIE wyszorować, wymyć, wyczyścić, odkurzyć, a potem i tak się lata codziennie ze zmiotką, bo igły się z choinki sypią.

2. Paranoja z prezentami – o niespodziewanych prezentach dla znajomych już pisałam. Teraz czas na rodzinę. Jak ktoś ma czteroosobową rodzinę to może fajnie mu się kupuje/robi samemu jakieś prezenty. Ale wyobraźcie sobie jak to wygląda jeśli macie dziesięć ciotek i dziesięciu wujków. Nie wiecie co im kupić, a oni nie wiedzą, co wy chcecie dostać. Ale tradycja musi być tradycją – prezenty trzeba dawać, bo to miłe i w ogóle. Więc każdy wywala w błoto jeden dzień w SPA.

3. Świąteczne piosenki – nienawidzę! O dramacie. Już od początku grudnia w Złotych Tarasach można popełniać samobójstwo, bo tam nawet w aptece leci Last Chrismas.

4. Sztuczność – wszyscy są dla siebie przez dwa dni mili, a potem znowu się nienawidzą.

5. Jedzenie – przykro mi ale nie lubię: pierniczków, barszczyku, karpia, makowca i innych świątecznych potraw. Przez dwa dni żywię się tylko pierogami z kapusta i grzybami (moja Babcia robi najlepsze!) oraz mandarynkami. Potem idę sobie upiec pizzę.

Nie podoba mi się to, co się stało ze świętami. Nie chcę dorosnąć,  sprzątać i gotować przez tydzień, tylko po to żeby potem wszyscy mnie obgadywali czy na pewno nie przesoliłam kapusty, a w ogóle to chyba firanek nie uprałam. Nie chcę takich świąt.

Mam taki motyw, że czasami projektuję sobie swój świat. Taki wiecie, idealny. W moim świecie święta obchodziłoby się w małym gronie osób, z którymi naprawdę chciałoby się je spędzić. Najlepiej w drewnianym domku w górach, na kompletnym odludziu. Zero cywilizacji = zero sprzątania (nikt nie wpadnie w gości), zero strojenia się na Wigilię (sami swoi), zero prezentów (bo najpiękniejszym prezentem jest czas…no dobrze i diamenty :D). Siedziałabym tam sobie przy kominku, na dużym, puchatym, białym dywanie, piła herbatę z syropem fiołkowym i odpoczywała. W przerwach podjadałbym founde serowe i grała w Monopol z mężczyzną swojego życia. Już widzę jak kupuję hotel w Alejach Ujazdowskich sesese.

Nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale kiedyś przestanę projektować sobie takie obrazki w głowie i zamienię je w rzeczywistość. I tego samego Wam życzę na święta :) A jeśli macie ochotę to dajcie znać jak wyglądałoby Wasze idealne święta. A może już takie macie?