Komunia dusz

Styczeń 5, 2013

Czy komunia dusz istnieje w rzeczywistości? Trzy najbardziej zaskakujące historie w moim życiu.

Kilka dni temu napisał do mnie kolega z pytaniem, czy odradzam czy polecam „Zmierzch długiego dnia” w Polonii, bo akurat chciał się wybrać w ten weekend. Napisałam, że jeszcze nie wiem, bo bilety mam dopiero na ten weekend. Podsumował mnie dwoma słowami: „komunia dusz” ;)

I jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, to przypomniały mi się od razu trzy najbardziej zaskakujące historię w moim życiu. Podaję od końca, żeby dawkować emocje ;)

3.Teatr

Jakieś dwa, trzy lata temu stałam z wyżej wspomnianym kolegą w kolejce po wejściówki do Teatru Narodowego. Obydwoje zafascynowani Gruszką i Wyrypajewem chcieliśmy koniecznie zobaczyć Taniec Delhi. Nie udało nam się wejść na spektakl, potem były wakacje, on wyjechał na Erazmusa i kontakt nam się rozmył.  Dwa miesiące temu zobaczyłam Taniec Delhi w repertuarze. Kupiłam sobie bilet. Wyznaczonego dnia poszłam do teatru. Otworzyłam drzwi wejściowe do sceny przy Wierzbowej…i ujrzałam kolegę. Tak, tego samego z którym stałam tam dwa lata temu. On tez sobie przypomniał o tym spektaklu dopiero tego dnia.

2.Paryż

Dzień przed wyjazdem do Paryża napisała do mnie jedna z czytelniczek – blogerek: „gdyby Ci się w Paryżu nudziło, to dawaj znać”. Umówiłyśmy się, że pewnie się w tygodniu odezwę, bo zawsze fajnie zobaczyć miasto oczami kogoś to już tam mieszka. Ona wiedziała jak ja wyglądam, ja nie miałam pojęcia jak wygląda ona. Pierwszego dnia, zaraz po przylocie postanowiłam od razu pójść zobaczyć wieżę Eiffla. A że jestem szalona, to szłam tam przez pół Paryża na piechotę. Wyobraźcie sobie moją minę kiedy dostałam sms o treści: „Czy ja Cię właśnie nie widziałam jak szłaś w kierunku wieży Eiffla? Okazało się, że Ludwika widziała mnie faktycznie niedaleko wieży Eiffla, tylko gdzieś się spieszyła i nie miała przy sobie mojego numeru żeby sprawdzić to od razu. Ciąg dalszy tej historii był już opisany tutaj.

1.Rzym

Królowa jest tylko jedna. Dwa lata temu w Rzymie akurat tak wypadło z mojej rozpiski zwiedzania, że Watykan miałam zobaczyć w niedzielę. Kiedy dotarłam na miejsce i zobaczyłam kolejkę do Bazyliki szybko zrezygnowałam. Postanowiłam wrócić tam w poniedziałek i zapisać się na trochę droższe, ale jednak wejście bez kolejki. Ponieważ nie lubię się spóźniać dotarłam na miejsce…godzinę przed spotkaniem z grupą w umówionym miejscu. Stwierdziłam, że może w takim razie sprawdzę czy kolejka jest dziś równie długa. Weszłam na Plac Świętego Piotra spojrzałam w prawo, spojrzałam w lewo i usłyszałam taki krzyk:

-Ooooo, Monika!!!

Tak, to byłą moja Mama.

Niby wiedziałam, że przez kilka dni moja Mama będzie 200 km pod Rzymem pozałatwiać jakieś sprawy i coś mi tam nawet wspominała, że ma mieć jednodniową wycieczkę objazdową „wszystkie najważniejsze miejsca w Rzymie w 4 godziny”. Ale wiecie ile jest zwiedzania w Rzymie, więc raczej nie spodziewałam się że akurat w tym samym momencie znajdziemy się w mieście, w którym najłatwiej się zgubić.

Życie to jeden wielki przypadek ;)