Alergia, czyli dzień bez przygód jest dniem straconym

Maj 27, 2013

Post o  google, ustach Angeliny Jolie i lodach.

Całą traumę związaną z odkryciem moich alergii i setką wizyt u lekarzy zdążyłam Wam już streścić jesienią, kiedy dopadły mnie roztocza. Teraz walczę z pyłkami. Walczy z nimi również nowy lek na alergię bez recepty Zyx Bio i właśnie z okazji wprowadzenia go na rynek producent poprosił mnie o opisanie swojej historii alergika. Dziś jednak żadnych lamentów nie będzie. Dowiecie się za to co google ma wspólnego z mlekiem, jak uzyskać usta Angeliny Jolie domowymi sposobami i dlaczego katar oraz lody to niebezpieczne połączenie na przystankach autobusowych. A więc zaczynamy!

Google i mleko

Zanim odkryłam, że faktycznie mam alergię i wystarczyłoby wziąć tabletkę żeby przestać cierpieć, diagnozował mnie dr Google. Bardzo szybko wykrył u mnie alergię na mleko, którą  żeby bardziej hipstersko brzmiało ja jeszcze szybciej przerobiłam na nietolerancję laktozy,.

Na kilka tygodni odstawiłam prawie cały nabiał i oczywiście czułam się coraz lepiej. Katar wyraźnie się zmniejszał. Niestety jak każdy prawdziwy mieszkaniec stolicy musiałam udać się w końcu któregoś dnia do pewnej knajpki na Placu Zbawiciela. Walczyłam ze sobą długo, ale w końcu zdecydowałam się na kanapkę z serem i do tego…deskę serów. W połowie posiłku poczułam jak gwałtownie zaczyna mi cieknąć z nosa, pojawiły się trudności z oddychaniem przez nos i łzawiły mi oczy. Wróciłam do domu, a sery zostały na stoliku.

Do tej pory fascynuje mnie to jak dałam się nabrać dr Google na te diagnozę, bo tydzień później w testach na alergię wyszło, że mleko mnie nie uczula. Nietolerancji laktozy również nie mam. A kataru dostałam, bo wyszłam z domu i akurat coś pyliło.

Usta Angeliny domowym sposobem

Prawidłowa diagnoza rozwiązała wiele moich problemów (głownie ten – co jeść do wina), ale niestety narzuciła na mnie obowiązek regularnego brania leków. Jedna tabletka na noc, proste prawda? Chciałabym. Poszukiwanie apteki znajdującej się najbliżej mojego miejsca pobytu mam już opakowane do perfekcji. Kiedy przez dłuższy czas jest wszystko okay można zwyczajnie o tym obowiązku zapomnieć. Wtedy potrafię się po kilku dniach zorientować, że chyba nie biorę leków, bo nagle zaczynam czuć, że mam usta jak Angelina Jolie. Tak, czuć. Bo alergia kontaktowa na pietruszkę i curry objawia się u mnie na początku pieczeniem ust. A potem botoks nie jest mi już potrzebny i radzę sobie nawet bez najnowszej szminki Chanel, bo moje wargi puchną i stają się czerwone. Alergia – jedyna naprawdę powiększająca usta szminka na świecie, polecam. Jest moc.

Mam katar, jem lody

Równie silną moc miały niedawno dwie panie, które obserwowały mnie z zaciekawieniem na przystanku autobusowym. Jadłam loda. Oczywiście w przerwie dmuchałam nos, bo coś musiało zacząć pylić, a ja podczas weekendu byłam taka rozkoszna, że zapomniałam o tabletkach. Pewnie nawet ze dwa razy lekko kaszlnęłam, bo jedna z pań poczuła się w obowiązku poinformowania mnie, że jeszcze taka młoda jestem i zdrowia szkoda, żeby jeść lody podczas choroby. Lepiej żebym wróciła do domu i napiła się ciepłej herbaty niż przeziębiła się jeszcze bardziej. Na swój sposób było to urocze, chociaż przyznam szczerze, że próba wytłumaczenia paniom, że to tylko alergia i naprawdę można jeść lody mając katar była z góry przegrana.

Cóż, systematyczność zapobieganiu alergii chyba nie jest moją dobrą stroną. Na szczęście podczas ostatniej wizyty lekarz powiedział mi, że pyłki nie działają na mnie aż tak źle jak roztocza, więc mogę brać tabletki doraźnie. Najwyżej kiedy znienacka zapyli coś od czego dostanę kataru będę musiała tylko uważać z jedzeniem zimnych rzeczy w miejscach publicznych. A na jesienno – zimowe roztocza już wymyśliłam, że położę sobie leki obok szczoteczki do zębów. Mam nadzieję, że pomoże.