Gdyby zdjęcia pachniały to bez wątpienia czulibyśmy teraz zapach słońca.
Oj, zapomniałam, że słońce też nie pachnie. Chociaż pachnie już skóra skąpana w jego promieniach.
Zapraszam Was na taki pachnący, słoneczny spacer i tym samym ostatni post z Mediolanu. Tym razem mniej tekstu, więcej zdjęć. Niech mówią same za siebie :) Zaczynamy mocno. Jak ktoś chce ujrzeć malowidła ze zdjęcia głównego to powinien udać się na Sant’ Orsola.
Mediolan należy do tych miast w których o komunikacji miejskiej najlepiej zapomnieć. Najfajniej chodzi się pieszo, zwłaszcza jeśli jednego dnia błądzi się w miejscu A, drugiego błądzi się w miejscu B, a trzeciego odkrywa się, że obydwa te miejsca dzieliło od siebie kilkaset metrów.
A im więcej szwendania się tym więcej miejsc do zapamiętania. Oraz osób. Goniłam tę kobietę w niebieskiej sukni żeby zrobić jej jak najlepsze zdjęcie. Kwintesencja kobiecości idealnie wpasowana w klimat miasta.
Jeżeli kiedyś będę miała swoją włoską restaurację to poznacie ją po tej klamce ;)
Kiedy zaczyna się ściemniać mediolańczycy gromadzą się…przed wejściami do knajp. Brak stolików na zewnątrz nie jest dla nich żadnym problemem.
Powoli zaczynam się zastanawiać które włoskie miasto powinnam odwiedzić jako kolejne. Macie swoje typy?