Sezon lansu na molo uważam za otwarty. Warszawka powoli zamienia spacerki na Chmielnej na spacerki na Monciaku. Za krótkie sukienki, za obcisłe bluzki, za wysokie buty. Wszystko to już przed nami. Ja również wybieram się w ten weekend do wiadomego miasta na S. W tym celu udałam się dziś do H&M żeby drogą kupna nabyć jakąś letnią odzież (w końcu upał jak zwykle zaskoczył kierowców).
Co ujrzałam poza hektarami poliestru?
Syf. Brud. Bajzel. I jeszcze jest jedno niecenzuralne określenie, którego nie użyję.
Po tylu latach oglądania walających się po przymierzalniach ubrań chyba w końcu zrozumiałam dlaczego eleganckie paniusie, wymalowane i wyczesane na zakupy jak ja na własną studniówkę, nie potrafią wziąć do ręki ubrań i odwiesić na wieszak znajdujący się przy wyjściu z przymierzalni.
Oto 5 powodów tego stanu rzeczy:
1. Żeby zmieścić się w rozmiar XS wszystkie te kobiety są na permanentnej diecie. Z powodu braku węglowodanów nie mają siły podnieć upadających ubrań.
2. „Mądrzejsza” część z nich poza dietą postanowiła chodzić na siłownię. Niestety okazało się, że w szpilkach nie można ćwiczyć, bo grozi to kontuzją wszystkiego. Lekarz zabronił się im schylać. Ubrania leżą.
3. Bywalczynie takich miejsc po prostu mają w domu służbę i jeszcze się nie nauczyły, że czasem trzeba coś zrobić samemu.
4. Kiedy wreszcie taka pani znajdzie kreację w której wygląda olśniewająco, to z lustra bije taki blask, że aż trzeba mrużyć oczy żeby znaleźć wyjście. Oślepiona własnym wyglądem kobieta nie widzi już co leży na podłodze.
5. Brak kultury osobistej.
***
Wy to wiecie, ale na wszelki wypadek dodam – elegancja to nie tylko czarna sukienka.