Ja wiem, ja wiem – obecnie modnie jest odchodzić od pracoholizmu i chwalić się tym, że kończy się pracę o 15.30, a następnie spędza błogie popołudnia na graniu w planszówki, piciu pszenicznych piw i szwendaniu się po mieście.
Wybrałam trochę inny styl życia. Bardzo lubię pracować zadaniowo. Jeśli mam coś do wykonania, to nie interesuje mnie, czy jest środa, czy sobota, oraz czy mamy godzinę 14.00, czy 22.30. Termin nie ma znaczenia – siadam i pracuję.
Natomiast jeśli wszystko mam zrobione (co się rzadko zdarza, ale jednak), to po prostu wyłączam komputer i faktycznie bez względu na to, czy jest środa, czy sobota, zajmuję się przyjemnościami.
Faktem jest, że kiedy prowadzi się własną firmę, to ZAWSZE jest coś do zrobienia i można by było pracować 24/7. Musiałam więc nauczyć się odróżniać rzeczy bardzo pilne od tych, które można zrobić za tydzień, ewentualnie zlecić komuś innemu.
Pamiętam, że pierwszego dnia na Mazurach trochę nie ogarniałam, co się dzieje. Miałam wolne i nie musiałam robić zdjęć na bloga (pozdrawiam samą siebie na Sycylii i swoje 2500 fotek, które wykonałam). Specjalnie nie zabrałam nawet aparatu, żeby nie skupiać się na łapaniu ciekawych kadrów.
Ale… wiadomo, telefon zabrałam. I czasem z niego korzystałam. Powstało kilka fot, które są tak błogie, że postanowiłam je zachować na dłużej, czyli umieścić na blogu.
Będę do nich wracać za każdym razem, kiedy rozpędzę się z pracą tak bardzo, że zapomnę o chwili oddechu.
Naprawdę uwielbiam tę mazurską ciszę, zieleń, spokój. Wycieczki rowerowe, bieganie w lesie i grille od obiadu do kolacji!
Sok z Biedronki. Smakował lepiej niż te w nudnych opakowaniach. Powaga!
Ochota na bieganie wróciła mi znowu, kiedy odkryłam, że można dobiegać do ciekawych miejsc i robić fotki. I nie trzeba pilnować czasu, tempa ani niczego innego poza ładnymi widokami.
Cały dzień na leżaku. ZzzzzzZzzZZ…
Nie wiem, czy jestem dziwna, ale bardzo się boję takich starych pomostów i próbuję je omijać. Nawet jeśli wiem, że nie wpadłabym do wody głębiej niż do kolan (umiem pływać), to każdy nieproszony kontakt z wodą wydaje mi się koszmarem.
Piękny pies. I jak grzecznie pozował!
Rower z komunii zawsze spoko. Zwłaszcza jeśli zrobi się na nim swoje pierwsze w życiu 40 km jednego dnia!
Zachody słońca nad Jeziorem Nidzkim. Kto ogląda mnie na Snapchacie (nick: monikakaminska), ten wie, jaką dziką przyjemność czerpałam z chodzenia codziennie na pomost i oglądania tego samego widoku.
Naprawdę, najpiękniejsze rzeczy na ziemi to te, które pokazuje nam natura. Nie wiem, który raz to piszę na tym blogu, ale pewnie nie ostatni.
I to wszystko tak blisko Warszawy. Zwiedzajcie Polskę, warto!