Mediolan – Expo oraz targi tkanin Milano Unica

Październik 5, 2015

Pewnie Was zaskoczę, jeśli napiszę, że nie jestem wybitną fanką Mediolanu.

Przygotowując tę notkę, przeczytałam swój stary post o tym mieście i hmm… chyba dałam się ponieść emocjom. Albo nie widziałam jeszcze wtedy Sycylii.

Przykro mi. Mediolan jest dla mnie najmniej włoskim z włoskich miast. Z perspektywy czasu nie ciągnie mnie do niego jak do Rzymu i gdyby nie sprawy firmowe, wcale nie planowałam się tam wybierać ponownie.

dav

Pierwszego dnia udałam się na międzynarodowe targi Expo Milano 2015.

I będę brutalna – nie widziałam nigdy nigdzie tak zmarnowanych GIGANTYCZNYCH pieniędzy i jeszcze większego potencjału.

Krótko mówiąc – lepiej wydajcie 40 euro na jedzenie niż na bilet na Expo.

Okay, okay, ale co to takiego to Expo? Są to międzynarodowe targi, które akurat w tym roku odbywają się w Mediolanie. Trwają od 1 maja do 31 października 2015 r. Na targach na O L B R Z Y M I E J przestrzeni marnuje swoją okazję do reklamy 14 krajów. Głównym tematem targów w tym roku jest „Wyżywienie planety, energia dla życia”, czyli mówiąc normalnie – jedzenie.

Dlaczego tak krytykuję te targi? Po pierwsze dlatego, że po zapłaceniu 40 euro i odstaniu 15 minut w kolejce trzeba ustawić się w kolejnej kolejce, żeby w ogóle coś ciekawego zobaczyć. Wszystkie ciekawsze pawilony mają kolejki na przynajmniej 2 godziny stania. Japończycy angażują nawet specjalnych ludzi do ustawiania turystów w tych kolejkach i pilnowania, żeby nikt się nie przepychał. Łatwo policzyć, że w ten sposób w ciągu dnia nie zobaczymy więcej niż 3 pawilony.

dav

Przyznaję się jednak, że zrobiłam coś strasznego i weszłam do kilku średnio obleganych (pół godziny do godziny stania) pawilonów bez kolejki. Trudne to nie było, bo zazwyczaj można wejść przez restaurację albo przez wyjście, którego nikt nie pilnuje. W ten sposób znalazłam się na przykład w pawilonie USA – było w nim tak nudno jak na imieninach u 70-letniego wujka, którego nigdy wcześniej nie widziałeś.

Jak łatwo się domyślić… pawilony bez kolejek są tak nudne jak dwudniowe imieniny 70-letniego wujka, którego nigdy nie widziałeś. Niby atrakcją jest to, że można zjeść coś z dziwnego kraju, ale jedzenie gotowane tak masowo jak tam po prostu nie ma prawa być smaczne. I nie jest.

dav

Do Polskiego pawilonu kolejki również nie ma.

Niby nie jest aż tak źle jak w większości przypadków, ale widać, że ktoś nie dopracował pomysłu, bo znaczna część pawilonu stoi pusta, a na wystawie polskich produktów możemy znaleźć między innymi turecki czystek. Geniusz to wymyślił.

nfd

Z fajnych rzeczy – to jest czekoladowy pociąg Wedla. Pachnie świetnie i turyści robią zdjęcia, bo naprawdę zwraca uwagę. Brawo Wedel!

mde

Na szczęście w życiu wszystko wychodzi na zero, więc po całym turbonudnym dniu spędzonym na Expo miałam wyjątkowy zaszczyt uczestniczyć w imprezie jak z „Wielkiego piękna”. Sprawcą całego tego zamieszania był producent wełny, z której uszyte są dwie sukienki w moim sklepie.

Basen, szampan i obłędna kuchnia Davide’a Oldani zrekompensowała mi cały zmarnowany dzień.

hdr

Wydarzenie miało miejsce we wspaniałej Villa Necchi, której wnętrza możecie kojarzyć z filmu „Jestem miłością”.

dav

Kolejne dwa dni spędziłam na o wiele przyjemniejszych targach, czyli Milano Unica.

Milano Unica to organizowane dwa razy w roku w Mediolanie targi tkanin. Ale jakich tkanin! Była to moja pierwsza wizyta na tych targach i prawdę mówiąc, byłam oszołomiona ilością stoisk, ale przede wszystkim jakością tkanin, które można było tam zamówić.

Ogromnie się cieszę, że mogę zamawiać tkaniny w dużych ilościach z Włoch oraz Anglii, ponieważ różnica pomiędzy tym, co jakimś cudem możemy wyszperać w hurtowniach w Polsce, a tym, co proponują zagraniczne najlepsze tkalnie, jest kolosalna.

Miałam już wcześniej doświadczenia z podobnie wysoką jakością tkanin, bo przecież sama je wybieram na sukienki. Ale co innego wybierać tkaniny spośród kilkudziesięciu próbników, a co innego spośród kilkuset tysięcy. Minęło chyba kilka godzin, zanim przestałam szaleńczo biegać od jednego stoiska do drugiego. Musiałam dotknąć wszystkiego. Teraz czekam, aż dostanę pocztą próbki tkanin i będzie można zacząć się zastanawiać nad konkretami w produkcji.

Kilka lat temu nie wiedziałam, co to jest poliester. Dwa lata temu uczyłam się odróżniać wełnę od poliestru. Dzisiaj przebieram w wełnach i szukam tej najlepszej. Naprawdę, bardzo się cieszę, że wszystko potoczyło się w tym kierunku. Dzięki tym targom utwierdziłam się w przekonaniu, że idę słuszną drogą. Nie chcę oferować nikomu zadowalającej jakości. Chcę oferować najwyższą jakość bez żadnych kompromisów.

dav

dav

hdr

Kilka odcieni bieli na koszulę. A to tylko fragment próbnika z jednego stoiska. Tak, jest więcej odcieni bieli niż twarzy Greya.

dav

Air Cashmere – oooooooobłędna tkanina, z jakiej można uszyć marynarkę, która będzie lżejsza niż koszula.

Niestety na razie okropnie droga – policzyłam, że sukienka uszyta z niej musiałaby kosztować około 5-8 tysięcy złotych. Ale panowie we Włoszech już sobie marynarki szyją. Kto Włochowi zabroni.

dav

Próbnik tkanin sprzed prawie 100 lat.

dav

Stoisko z ubraniami vintage. Chanel witało mnie z każdej strony.

bmd

Włoskie klimaty.

dav

hdr

Jak widzicie, żadna pizza się na zdjęcie nie załapała, bo chociaż jedną zjadłam, to podczas tego wyjazdu królowały tkaniny i to na nie chciałam zwrócić największą uwagę.

Tak sobie siedzę właśnie, pisząc ten post, i wspominam, jak całe życie myślałam, iż powiedzenie, że kiedy będziesz lubił swoją pracę, to nie przepracujesz w życiu ani godziny, jest bardzo wyświechtane. O jego prawdziwości przekonałam się dopiero po 3 miesiącach pracy nad sklepem i blogiem. Wiecie, że kiedy robię coś związanego z sukienkami (jeżdżę do szwalni, zamawiam tkaniny, dopracowuję konstrukcje itp.), to wieczorem mam wyrzuty sumienia, że… nie popracowałam. Bo nie zauważyłam, że pracuję. Serio, wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak jest. Niewiarygodne.