W Internecie można znaleźć mniej więcej 94362821384494 artykuły na temat tego, jak skutecznie pracować z domu. WSZYSTKIE są o tym samym. Nie siedź w dresie, ubierz się jak do pracy, wyznacz sobie stałe godziny, wyłącz Facebooka itp., itd.
Postanowiłam się z tymi poradami rozprawić. Każdy z nas ma inny model pracy, dlatego nie u wszystkich sprawdza się to samo. I akurat tak się składa, że u mnie to, co jest napisane w tych artykułach, totalnie się nie sprawdzało nigdy. I gdybym miała pracować według tych zasad, to pewnie byłabym mocno sfrustrowana, że coś mi nie wychodzi. Piszę więc ten tekst, bo może Wam też nie idzie praca w domu, dlatego że czytaliście po prostu złe teksty na ten temat.
Rady dotyczące pracy w domu, które się u mnie nie sprawdziły.
1. Nie można efektywnie pracować z łóżka.
Największa bzdura ever. Chociaż osobiście wolę pracować, siedząc przy biurku, to miałam już kilkanaście takich dni, że gdyby nie łóżko, to po prostu bym nic nie zrobiła, a tak wykonałam pracę ponad normę. Jeśli czuję, że dzisiaj nie jest mój dzień, a jednocześnie wiem, że to tylko chwilowy spadek energii, to naprawdę nie widzę żadnego powodu, dla którego miałabym udawać, że mój salon to wielkie korpo z przeszklonymi oknami i wszyscy obserwują, jak pięknie pracuję, trzymając kręgosłup prosto. Nie ma mowy. Kiedy mam zły dzień, przenoszę się do łóżka, zawijam w koc i w tym #burritostyle mogę podbijać świat.
2. Ani w dresie.
Okay, mam jeden dres, więc może nie jestem wiarygodna, ale jednak można. W dresie, w swetrze, w kostiumie kąpielowym. W czym chcesz można pracować efektywnie! Dosłownie wszyscy dookoła doradzają, żeby rano wstać i pięknie się ubrać, to wtedy poczujemy, że idziemy do pracy. Która jest pokój obok. A więc teraz ja – osoba, która większość czasu spędza w eleganckich sukienkach – zaprzeczam tej tezie. Możesz pracować, w czym chcesz. Ważne, żeby ci się w tym dobrze pracowało. Jeśli jesteście skupieni na celu, to nie przeszkodzi Wam ani wyżej wspomniane łóżko, ani dres. Od czasu do czasu oczywiście. Tak, w kostiumie kąpielowym też pracowałam. No cóż, na Mazurach był wtedy bardzo upalny dzień.
3. Facebook rozprasza.
Może Was. Poważnie – może Was. Ja mam włączonego Facebooka przez 100% dnia pracy i mnie nie rozprasza. Fakt, że prawie w ogóle nie scrolluję tablicy, bo się odzwyczaiłam (wchodzę ręcznie tam, gdzie lubię), natomiast często sprawdzam, co się dzieje na dwóch fanpage’ach, które prowadzę (bloga i sklepu), oraz regularnie komunikuję się z kimś poprzez wiadomości. Ale w większości są to osoby, z którymi współpracuję, więc trudno, żebym tego nie robiła.
4. Nie jedz przed komputerem.
Też wolę zjeść obiad w kuchni, ale czasami nie mam na to czasu / nie ma to sensu. Jeśli mam do przejrzenia i wybrania do notki ponad 150 zdjęć, to zupa mi w tym nie przeszkodzi. Wiem, że to nie jest zdrowe i w ogóle zabija smak jedzenia, ale ja często jem i coś oglądam. Cóż, nikt nie jest idealny, heh. Dodaję również zdjęcia na Instagram, jednocześnie coś jedząc. Przecież nie będę siadać przy biurku, żeby wykonać to „ciężkie zadanie”, bo chyba bym padła ze śmiechu. Co innego, kiedy wychodzę po pracy coś zjeść – wtedy patrzę się w talerz, bo wydaje mi się, że jedzenie za szybko znika.
5. Wyznacz sobie godziny pracy.
Próbowałam, ale u mnie to nie wchodzi w grę. Czasami muszę być w szwalni o godzinie 8 rano, czasem u konstruktorki o godzinie 9, a czasem przyjmuję klientkę w sklepie stacjonarnym w piątek o godzinie 18.05. Dlatego mam wielki kalendarz (nadal jestem fanką papieru i długopisu), a w nim szczegółowo zaplanowany każdy dzień. Kiedy wszystko skończę, to wolny czas i energię zawsze poświęcam na pisanie notek.
Jak widać, nie jestem dobrym przykładem do artykułów z poradami. Trudno mi pracować w sztywnych ramach. Zresztą to nic dziwnego, bo każdy, komu trudno działać według określonych zasad, prędzej czy później pracuje u siebie. Wiem, że wielozadaniowość nie jest teraz modna, ale nic na to nie poradzę, że mam tak od zawsze. Od dziecka robię wiele rzeczy jednocześnie i wiem, że mogę tak działać, bo cechuje mnie perfekcjonizm, który nie pozwoli mi wykonać czegoś po łebkach. Oczywiście są rzeczy, których w trakcie pracy nie robię, bo gdybym zaczęła, to w ogóle bym nie pracowała. Chodzi tu o moją ochotę na sprzątanie, pranie i gotowanie w trakcie godzin pracy. Poza drobnymi wyjątkami nie umawiam się również w ciągu dnia na kawki, obiadki i ploteczki.
Natomiast chciałabym zachęcić Was tym trochę przewrotnym postem do znalezienia własnego rytmu pracy. Jeśli macie cel, wiecie, dokąd dążycie i co chcecie zrobić, to naprawdę nie ma żadnego znaczenia, czy będziecie robić to od 8 do 16 zamknięci w pokoju, czy też będziecie wykonywać swoje zadania w kuchni między 5 a 10 rano, lub w łóżku między 18 a 1 w nocy. Okay, są ciekawsze rzeczy do robienia w łóżku w tych godzinach, ale nie zmieniajmy tematu. Chodzi tylko o to, żeby wypracować sobie swój rytm. A potem można podbijać świat!