Czas na ostatnią notkę z Irlandii. Tym razem zabieram Was na miejską wycieczkę.
Przede wszystkim chciałam pokazać Wam Belfast, czyli stolicę Irlandii Północnej. Miasto oczarowało mnie całkowicie. Gdybym tylko mogła, to zostałabym tam na znacznie dłużej. Niech Was nie zmylą wyludnione ulice – zdjęcia powstawały w niedzielę rano. Wieczorem Belfast tętnił życiem i totalnie wciągnął mnie w swój wir, a ja byłam zachwycona. Dziesiątki świetnych knajpek, pyszne jedzenie i irlandzkie piwo (na rzecz którego nawet ja na chwilę porzuciłam wino) to idealnie weekendowe połączenie, które kusi mnie do tej pory. Wciąż mam ochotę tam wrócić – chociaż na jedną noc. A potem rano oglądać śpiące miasto.
Jedna rzecz, która podczas gorączki sobotniej nocy w Irlandii mnie zdziwiła, to ubiór kobiet. Podczas kiedy ja chodziłam w czapce i zimowym płaszczu, panie masowo udawały się do pubów w sandałkach i ramoneskach. Albo i bez. Przypominam, że to był styczeń! Dowiedziałam się, że po prostu taka tam obowiązuje kultura pojawiania się na mieście. Pewnie gdybym dłużej tam pomieszkała, to też skracałabym wszystkie swoje sukienki przynajmniej o 20 centymetrów. Cóż, taki mają klimat. Ale na pewno jednego odmówić im nie można: bawić się potrafią. Spać też.
Nie wiem, czy wiecie, ale to właśnie w Belfaście w 1912 r. został zaprojektowany i wybudowany Titanic. Niżej na zdjęciach możecie zobaczyć stocznię Harland and Wolff, w której powstawał legendarny statek.
Belfast ma bardzo ciekawą, chociaż niespecjalnie wesołą historię. Jednym z miejsc, które koniecznie trzeba w tym mieście odwiedzić, jest Shankill Road. To tutaj przez dziesięciolecia toczyły się walki pomiędzy katolikami a protestantami. Teraz w okolicy możemy zobaczyć mnóstwo murali, które upamiętniają te wydarzenia.
A to już kawałek Dublina. Przyznam szczerze, że tak szybko to nie zwiedzałam nigdy żadnego miasta, ponieważ miałam zaledwie dwie godziny na szybki spacer po centrum. Nie podobało mi się to strasznie – nie tylko dlatego, że nie miałam czasu na wejście do Lush ani zjedzenie bajgla o smaku pizzy (true story), ale również dlatego, że generalnie wolę zwiedzać wolniej. W każdym razie mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się odwiedzić zarówno Dublin, jak i Belfast, bo obydwa te miasta zasługują na przynajmniej dzień wolnego spacerowania.