Małe przyjemności, czyli coś czego musisz się nauczyć na wiosnę

Marzec 22, 2014

Wiecie czym się różni początek roku od początku wiosny?

Tym, że znowu postanowienia nam nie wyjdą. Nie schudliśmy do wiosny. Nie schudniemy do lata. Za bardzo lubimy jeść.

 

Ale dzisiaj na szczęście nie będę pisać o jedzeniu. Zajmiemy się za to poprawianiem jakości swojego życia. W bardzo miły sposób. To szczególnie ważne w kontekście nadchodzących cieplejszych dni.

Wiecie co mi ostatnio przyszło do głowy kiedy siedziałam w teatrze?

Co ja robię na kolejnej nudnej sztuce, którą oglądam tylko po to żeby nikt mi nie powiedział, że interesuje się teatrem, a jej nie widziałam. Czemu marnuję pięć godzin swojego życia na udawanie inteligenta?

Kilka dni później zdjęłam świąteczne lampki z mojego okna i zawiesiłam nowe. Tak, mamy marzec. Ja jakoś w lutym przypaliłam jedną lampką firankę i zapomniałam wymienić. Powiesiłam sobie nowe, bo mi się podobają.

Zmieniłam wodę w wazonach z kwiatami. Uznałam, że wystawka z gazet całkiem nieźle ozdabia mój parapet i raczej mnie nie interesuje, że zamieniam okolice swojego okna w przestrzeń, która wygląda jak co drugie zdjęcie na Instagramie. Jak mi się znudzi to schowam.

Następnie zaparzyłam sobie kawę, wzięłam szwajcarskie czekoladki i włączyłam House of Cards.

Frank Underwood w trzy dni dostarczył mi o wiele lepszych doznań niż setki kiepskich spektakli. Stresowałam się razem z nim, uśmiechałam pod nosem kiedy mówił coś, co właśnie myślałam, że powie i totalnie zazdrościłam jego żonie wszystkich sukienek.

Oglądając wspaniały serial o budowaniu wizerunku uznałam, że budowanie wizerunku nie ma sensu.

Jakiś czas temu świadomie i z premedytacją pierwszy raz w życiu opuściłam salę teatralną. Specjalnie piszę – salę teatralną, ponieważ ucieczki w trakcie przerwy zdarzały mi się już wcześniej. Tym razem nie wytrzymałam i wyszłam w trakcie. Wiem, z mojej strony żenująca opcja, ale prawdę mówiąc dzięki temu poznałam nowe miejsce na gastronomicznej mapie Warszawy i zdążyłam jeszcze wpaść do Sąsiadki. Wieczór nie okazał się taki zły.

Jak to wszystko się ze sobą łączy?

W jeden bardzo prosty sposób.

Życie jest za krótkie żeby je marnować na coś co wydaje nam się, że powinniśmy zrobić, zobaczyć, przeczytać, gdzie wypadałoby pójść. Nadchodzi wiosna, dzień staje się dłuższy. Coraz więcej czasu może przeciekać nam przez palce.

To chyba nie tak powinno wyglądać.

Lepiej jedzmy dobre jedzenie, śmiejmy się, pijmy wolno kawę, malujmy usta i nośmy kolorową biżuterię, a wizerunek niech buduje sobie Frank.

Swoją drogą, mogliby trochę więcej popracować nad trzecim sezonem niż nad drugim, nie sądzicie? Coś im się przysnęło przez chwile na kilku odcinkach drugiego.