Należę do osób, które bardzo rzadko zapamiętują swoje sny. To podobno kwestia tego, że nie relaksuję się podczas spania. Coś w tym jest, bo jeśli już pamiętam, co mi się śniło, to zazwyczaj dzieje się to w trakcie urlopu albo w jakieś wolne dni. Po prostu wtedy, kiedy mam mniej spraw na głowie. Nie mówię oczywiście o tym, że zawsze pamiętam, co mi się śniło, kiedy za dużo zjem o zbyt później godzinie, bo to jest jakaś masakra. Mam wtedy gwarantowane wizualizacje wojen, wybuchów, pożarów oraz napadów. Ewentualnie śni mi się ciąża, ale tego tym bardziej nie zamierzam komentować.
Wracając do tytułu – zastanawiam się, na ile sny są jakimś odzwierciedleniem naszych myśli, a na ile przypadkiem. Czy w ogóle jest jakaś szansa na to, że sen może się spełnić lub coś przepowiedzieć? W przypadku tego, co ja zapamiętuję ze snów, wolałabym, żeby to jednak były wytwory nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.
Poza jednym wyjątkiem.
Ostatnio śniło mi się coś pięknego. Wstałam rano i miałam się w co ubrać. Z mojej szafy nie wypadały dzikie ilości za dużych/za starych/za mało eleganckich ubrań. Oczywiście we śnie nie miałam małej ilości ubrań, tylko ogromną garderobę. Pomieszczenie miało mnóstwo miejsca na wieszaki – nic nie miętoliło się na półkach. Porządek i harmonia.
Stałam przed tymi wieszakami i nie słyszałam dudniących na przemian w głowie myśli: „nie mam się w co ubrać”, „wyglądam w tym źle”, „na tę okazję to nie pasuje”.
Miałam za to inny problem: chciałam założyć wszystko. Posiadałam garderobę idealną – pełną klasycznych sukienek. Były we wszystkich możliwych odcieniach czerni, granatu, szarości, czerwieni i bieli. Żadna z nich nie miała ozdobników – pasków, klamerek, kieszonek, cekinów ani kokardek. Były jak druga skóra i nie musiałam marnować setek godzin na szukanie ich w centrach handlowych. Jedyny trud polegał na wybraniu koloru na dzisiejszy dzień. Cud, nie sen!
Wiadomo, po zamknięciu oczu może zdarzyć się wszystko. Dlatego w tym śnie byłam właścicielką firmy produkującej najbardziej klasyczne sukienki na świecie. Miałam swoją własną małą czarną i jej różne kolorowe wersje. Skończyły się spacery po centrach handlowych i przeglądanie przez setki godzin sklepów internetowych. W końcu miałam sukienkę, której szukałam i którą mogłam założyć na każdą okazję. Wszystko, co było związane z ubieraniem się, nagle stało się proste.
Bardzo chciałam, żeby ten sen się nie kończył, ale oczywiście nic z tego. Obudziła mnie rzeczywistość i skrzypiące szuflady, z których wypadały zielone skarpetki w białe groszki. No, niezbyt klasycznie.
Teraz tylko zadaję sobie jedno pytanie – czy ten sen się spełni? Jak myślicie?