Im jestem starsza, tym bardziej zauważam, że kobiecość ma mniej wspólnego z wyglądem, a więcej z osobowością i stylem bycia.
Gdybym teraz narysowała szeroką poziomą linię i po jej lewej stronie umieściła wygląd, natomiast po prawej osobowość i sposób bycia, a następnie musiała na tej linii zaznaczyć, gdzie jest kobiecość, to pewnie obecnie byłby to dla mnie środek, przechylający się w prawą stronę. Czyli – nie neguję zupełnie znaczenia wyglądu, ponieważ przez wygląd rozumiem też podstawowe przejawy dbałości o siebie. Na przykład to, że nie chodzimy z przetłuszczonymi włosami. Stawiam natomiast trochę mocniej na coś, co jest od wyglądu istotniejsze.
Gdybym cofnęła się w czasie i miała teraz 19 lat, to na pewno kobiecość umieściłabym totalnie po lewej stronie linii. I słusznie. Nastolatkom wolno więcej, więc niech korzystają, bo naprawdę dużo rzeczy uchodzi im na sucho. Miniówka na dziewczęcej figurze nie wygląda tak wyzywająco jak na kobiecej (sorry, taka prawda). Pewnie gdybym zaraz po liceum zakładała swoją markę z ubraniami, to byłoby w jej ofercie pełno sukienek, w których można zostać gwiazdą dyskoteki. Okay, żartuję, akurat do tej stylistyki nie ciągnęło mnie nigdy.
W każdym razie kobiecość nie jest dla mnie czymś, co zależy tylko i wyłącznie od ubioru. A już na pewno nie od ubioru, który odpowiednio odsłania to i tamto.
Nie wiem, skąd się to wzięło, ale niektóre osoby mylą kobiecość z pokazywaniem ciała. Już nie nawiązuję do polityki, zamknęliśmy ten temat. Mówię o skrajnym świeceniu pośladkami i czym tylko się da. O podejściu w stylu: im krótszą spódniczkę mam na sobie oraz im głębszy dekolt odsłaniam, tym bardziej jestem kobieca. To na dłuższą metę naprawdę zdradliwy sposób myślenia. Głównie z tego powodu, że osoba, która opiera całą swoją kobiecość na krótkich, obcisłych i ukazujących wszystkie atrybuty strojach, ma prawdopodobnie bardzo zaniżoną samoocenę. Często myśli, że swoim ciałem pokaże, jaka jest wspaniała, ponieważ wydaje jej się, że inaczej nie da rady.
Kobieta, która jest pewna własnej siły, wiedzy i wartości, nie zwraca na siebie uwagi zbyt kusym strojem, a jednocześnie zawsze jest znacznie bardziej kobieca niż jej koleżanka w sukience długości czapki.
Jakim cudem?
Bo ma inną broń. Przede wszystkim charakter, inteligencję, sposób bycia, wiarę w siebie (niesamowicie kobieca cecha), wiedzę, swobodę w rozmowie. Jeśli podkreśla swoją kobiecość strojem, to robi to subtelnie. Najpierw – zdrową, zadbaną cerą, włosami i paznokciami (to naprawdę ma ogromne znacznie), adekwatnym do sytuacji makijażem, koronkowym wykończeniem bluzki, ciekawym krojem dekoltu, zgrabną łydką na normalnym obcasie (a nie 20-centymetrowym z platformą), intrygującymi perfumami. Często też robi to głosem, sposobem poruszania się, świadomością swojego ciała itp.
Widzicie, ile tu jest różnych elementów?
Innych niż wyeksponowane pośladki lub piersi?
Kobiecość to coś znacznie bardziej eterycznego i ulotnego niż trzeciorzędowe cechy płciowe.
Oczywiście nie zabraniam nikomu kuszenia mężczyzn od czasu do czasu poprzez dyskretne ukazanie troszkę większego niż oficjalny dekoltu albo założenie krótszej niż zwykle spódniczki. Wszystko jest dla ludzi, ale naprawdę warto zachować to na bardzo swobodne okazje i konkretnie wybranych mężczyzn. Bo wiecie – to, co widział cały świat, przestaje być ciekawe.
Interesuje Cię temat kobiecości? Zobacz również wpis: Dziewczyna na tinderze.