Manipulacja szczęściem?

Październik 23, 2012

Czy obcy człowiek może nam wytłumaczyć jak mamy myśleć żeby stać się szczęsliwymi ludźmi?

Konferencji z okazji 2 serii serialu Bez Tajemnic (o konferencji czytaj tutaj) towarzyszyły również warsztaty z dr Srikumarem Rao.

Od razu zaznaczam, że nie czytałam jego książek. Słuchałam go kilka godzin na żywo i całą swoją wiedzę oraz opinię oprę na tym.

Srikumar Rao jest uważany na świecie za specjalistę od …szczęścia.

On tłumaczy ludziom jak mają myśleć żeby byli szczęśliwi.

I teraz zaczyna się problem. Ja po prostu nie ufam takim ludziom.

Wierzę w lekarzy i wierzę w psychiatrów.

Nie wierze w poradniki, nie wierzę w motywatorów, nie wierzę w kursy szczęścia.

Ale jestem otwarta. Chętnie się dowiem czy Wy macie doświadczenia z tego typu ludźmi, może mnie ktoś przekona?

Wiem, że (odpukać, odpukać, odpukać) mam cholerne szczęście w życiu. Ale wiem też, że moje zadowolenie, brak kompleksów, wiara w siebie i wiele innych cech, które ułatwiają mi życie, to efekt tylko i wyłącznie mojej pracy nad sobą. A nie wtłoczenia we mnie jakiejś teorii życia.

W tym, co mówił dr Rao nie podobała mi się głownie jedna rzecz. On zaleca żeby nie oceniać rzeczywistości. Powiedzmy – dzieje się nam coś złego. Zamiast cierpieć i myśleć jak nam źle, powinniśmy powiedzieć, że „no trudno” i poczekać jak ocenimy tę sytuację za kilka lat. Bardzo dobrze odpowiedziała mu jedna z polskich psychoterapeutek (przepraszam nie pamiętam nazwiska): „Dajmy sobie prawo do cierpienia”.

Zastanowiłam się nad swoim życiem i faktycznie – żadnej sytuacji, którą uważałam kiedyś za bezdennie złą nie wspominam teraz aż tak źle. Jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że stało się tak tylko dlatego, że zostałam wtedy tak mocno wbita w ziemię, że już bardziej się nie dało. I cierpiałam (a cierpię bardzo widowiskowo ;) Czy wyniosłabym z tego jakąś nauczkę gdybym nie cierpiała tylko starała się przejść nad tym do porządku dziennego? Wątpię.

Czy Wy byście coś wynieśli?

Nie ukrywam, że zanim napisałam tę notkę, to konsultowałam się z kilkoma znajomymi, co sądzą o takich metodach pracy nad sobą. Większość była dość sceptyczna, aż w końcu mnie jeden kolega zapytał:

-Ale dlaczego ty się boisz napisać to, o czym myślisz?

-Boję się, że pewnie są gdzieś ludzie, i może nawet jest ich dużo, którym ten cały Rao może pomóc z takimi problemami jakich ja nie mam, więc nie rozumiem.

-Ale przecież znasz doskonale na teorii komunikacji, to napisz po prostu jak to z tego punktu wygląda.

No niestety. Z punktu teorii komunikacji wygląda to dla mnie na manipulację. Pięć pierwszych minut warsztatów prowadzonych przez dr Rao. Najpierw mówi coś o tym, żebyśmy pozwolili się otworzyć na to, co on teraz będzie do nas mówił…po czym powtarza to zdanie. W zwolnionym tempie. Następnie stosuje sztuczkę magiczkę angażującą widownię ruchowo. Od teraz nie są to tylko bierni słuchacze. Ćwiczenie polega na tym, że jeśli ktoś się zgadza z jedną wyświetloną na slajdzie tezą (nie przytaczam dokładnie, ale coś w stylu – nie lubie rano chodzi do pracy, denerwują mnie inni ludzie, nie mam motywacji, mam nałogi), to ma podnieść jedna rękę, potem dwie, wstać, zacząć się bujać, potem bujać się szybciej…

Dziękuję, to nie dla mnie.

 

ps. Wiem, że ostatnio wałkujemy trudniejsze tematy, dlatego juto obiecuję dla rozrywki post kosmetyczny, potem stylizację i coś o jedzeniu. Nawet planuję pewną potrawę ugotować, ale to w przyszłym tygodniu ;)