Paryż – jedzenie

Sierpień 10, 2012

Umówmy się – jedzenie ma podobną wartość w moim życiu jak słuchanie piosenek Osieckiej. Wszyscy moi znajomi od zawsze kojarzą mnie z jedzeniem, krążą już jakieś dziwne dowcipy na temat mojego jedzenia obiadu co dwie godziny, a moje spożywanie pizzy jest owiane wieloma legendami. Ta notka była więc nieunikniona.

Śniadania

Śniadanie w Paryżu mnie przeraziło. Coś takiego podawano mi za 8 euro, a wcale nie mieszkałam w centrum, żeby dało się tę cenę wytłumaczyć. Takiego rogalika to ja mogę zjeść z nudów, a nie na śniadanie. W domu zawsze jem śniadania takiej wielości, jakbym zaraz miała wychodzić na wojnę, bo po prostu bez sporej dawki jedzenia rano, nie jestem w stanie funkcjonować w takim tempie jakie sobie narzuciłam. Po dwóch dniach zrezygnowałam więc ze śniadań, bo byłam mocno wygłodzona.

Śniadanka (tutaj jeszcze początek śniadanka z drugiego dnia – tutaj lokal, o ile się nie mylę, na rogu R.Tronchet i Chauyea u Lagarde, przy metrze Madeline – musicie tam iść – najsympatyczniejsza obsługa w całym Paryżu <3 ) zamieniłam więc na cafe creme (potem już wypijane przy barze) i bagietki. Cafe creme wymyślił jakiś geniusz. Po powrocie totalnie nie smakuje mi żande polskie wielkie latte czy cappucino. Nie wiecie może gdzie w Warszawie dostanę creme? Pojadę nawet na drugi koniec miasta.

Następnie szłam sobie postać w kolejce.

I kupowałam pieczywo w piekarni.

Jeżeli chodzi o różnice w smaku, to nie zauważyłam aż tak dużej różnicy jak na przykład pomiędzy makaronem w Polsce a we Włoszech. Bagietki były lepsze (rogaliki też), ale umówmy się – wiem gdzie kupić dobre pieczywo i nie porównuję bagietki z Real do bagietki z Paryża bo to by była jednak kolosalna różnica. Co nie zmienia faktu, że za nimi tęsknie. W ogóle hot-dogi i kebab też podają w Paryżu z bagietkach. Śmiesznie to wygląda.

Obiady, kolacje

W sumie to trudno mi powiedzieć, co jedzą Francuzi. Po pierwsze dlatego, że nie jem mięsa, a po drugie dlatego, że mi się te posiłki strasznie plątały ze względu na to, że starałam się (z powodów ekonomicznych i czasowych) jeść tylko raz ok 18 w knajpie. Głownie decydowałam się na kanapkę z czymś tam. Kanapki to stały motyw w Paryżu i na szczęście podają też z warzywami, więc nie zamieniłam się w jedną wielką bagietkę.

Przekąski

Tutaj na przykład zamiast na kolacji byłam na mini pikniku. To było tego cudownego dnia, którego założyłam balerinki i moje stopy umarły. Kupiłam więc sobie coś w sklepach (Francuzi mają oddzielne sklepy do wszystkiego) i odpoczywałam jedząc z leżąc w Ogrodzie Luksemburskim. Przecudowne miejsce, polecam.

A tutaj frytki z wesołego miasteczka. Poszłam tam dla zabawy, nagle zaczęło padać, więc musiałam gdzieś usiąść. Frytki z majonezem to mistrzostwo świata, również nie rozumiem, dlaczego to się u nas nie przyjęło.

Chipsy to mój stały motyw. Zawszę muszę sprawdzić jakiś nowy smak. I muszę Wam powiedzieć, że te z lewej strony są GENIALNE. Jutro piszę do Lays żeby je wprowadzili do Polski. Moi znajomi, którzy nie są wielkimi fanami takich przekąsek stwierdzili, ze następnym razem mam im zamiast makaroników przywieźć te chipsy w dużej ilości. Poza tym zazdroszczę Francuzom Laysów salt&vinegar. Chciałabym kiedyś przestać jeździć po ten smak do Marks&Spenser. Aaa i nie kupujcie za nic w świecie tych o smaku Cheesburgera – okropne, smakują jakimś tłuszczem.

A tutaj byłam w sklepie i bardzo mi się spodobał system utrzymywania sałaty w dobrym stanie. Nie widać tego na zdjęciu, ale z tej metalowej ruchy wydobywała się taka nawadniająca para. Fajnie i świeżo to wyglądało. Z prawej strony macie jedne z wielu miniaturek francuskich. Mini Coca-Cola, mini owoce. Tylko Desperadosy sprzedawali większe niż w Polsce ;)

Przechodząc do makaroników. Ja słodyczy nie lubię, więc się nie powinnam wypowiadać, ale moim zdaniem są przereklamowane. Są niby lepsze od tych, które sprzedają w Złotych Tarasach, ale szału nie ma. Są bardzo, bardzo słodkie. Jak dla mnie to lepiej wyglądają niż smakują, ale jak jadł je przy mnie ktoś lubiący słodycze, to zawsze miał lepsze zdanie ode mnie.

Właśnie…słodycze. Znowu zaczęło padać i musiałam wejść do jakiegoś sklepu z czekoladkami (główne zdjęcie notki to ten sam sklep, makaroniki również). Wyglądały pięknie.

Aż sobie nawet trochę kupiłam. Potem pół dnia cierpiałam, że mi za słodko. Mój organizm nie toleruje takiej dawki słodyczy, ale najgorsze nie były ;)

Kawiarnie

Kawiarnie to w Paryżu kolejny stały motyw. Ja od czterech czy pięciu lat, kiedy przypadkiem trafiłam w sieci na zdjęcie Cafe de Flore, czułam że muszę tam wejść. Jeszcze kiedy w „Paryskim szyku” przeczytałam, że jest to miejsce, w którym można spędzić całe życie, to juz totalnie zwariowałam i prawie tam biegłam.

Zbilansowana dieta w Cafe de Flore z widokiem na Picasso. Cudowne miejsce (gdyby nie męczący mnie zniszczeniami Francji podczas ostatniego miliona lat, człowiek siedzący obok). Bywał tam Camus, Dali i Simone de Beauvoir. Mogłabym tam przesiedzieć całe życie. Nawet sama i w ciszy. Tylko tę ulicę mogliby zabrać mi sprzed nosa i postawić jakiś park :)

A to zbilansowany posiłek u konkurencji. W Les Deux Magnots bywał między innymi Hemingway. Z resztą, założę się, że o co drugiej knajpie w Paryżu da się powiedzieć, że ktoś tam bywał. Tam też można spędzić całe życie.

Zara mnie prześladuje

A tutaj niespodzianka.

Przeczytałam w przewodniku gdzie są najlepsze kanapki w Paryżu. Byłam jakieś 50 minut piechotą od tego miejsca. Stwierdziłam, że wolę się przejść niż jechać metrem. Dochodzę zmęczona i głodna…a tam pod numerem 8 zamiast kanapek…Zara. Los ze mnie zakpił. Byłam sprawdzić przy numerze 18, ale kanapek też nie było. Możliwe, że coś pokręciłam ze zmęczenia. W każdym razie naprzeciwko była knajpa włoska.

Pizza niestety nie była rewelacyjna. Potem się zorientowałam, że to mogła być w ogóle jakaś lokalna sieciówka, bo w środku było dużo Francuzów, a mało turystów, którzy raczej polowali na bardziej francuskie dania.

To byłoby tyle jeżeli chodzi o jedzenie. Będzie jeszcze jedna notka, opisująca atrakcje turystyczne mniej radośnie niż poprzednio + kilka miejsc, których nie możecie ominąć, a w przewodniku można je przegapić, ale to dopiero jak wrócę z Sopotu (czyli  w poniedziałek). Tymczasem lecę się pakować, żeby jutro posłuchać tego geniusza na żywo. Możecie zazdrościć ;)