Czyli o tym jak nagle odkrywamy dziwne zainteresowania.
Już od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem ogarnięcia swoich wątpliwych zdolności fotograficznych. Blog jest, aparat jest, tryb manualny jest…a ja w najlepszym wypadku robiłam zdjęcia na konkretnych ustawianiach typu kwiatek albo CA. Większość osób odradzała mi zapisanie się na kurs („ja cię nauczę”, „nauczyć możesz się sama”, „naucz się z YT”, „przeczytaj poradnik”). Ja oczywiście wiedziałam swoje. Wiedziałam, że muszę iść na kurs i to taki od podstaw (żeby tłumaczyli co to przysłona). Poszłam i jestem bardzo zadowolona. Teraz sobie mogę czytać poradniki ;) Na kursie poza tym, że świetnie się bawiłam to odkryłam jedną zabawną rzecz. Kręci mnie fotografowanie budynków i zdjęcia w nocy. A połączenie miasta i nocy jest dla mnie idealne. Wczoraj szalałam pod Bramą Branderburską po 22 i nie chciałam wracać do hotelu. W nocy jest tyle kolorów, że cały czas jestem w szoku. Zostawiam Was ze zdjęciami zrobionymi jeszcze podczas kursu i biegnę zwiedzać Berlin dalej.
ps. Nie spodziewajcie się cudownych zdjęć na blogu w każdym kolejnym poście. Część jest stara, część mi nie wychodzi nadal tak jak chcę i trochę czasu zajmuje mi ogarnięcie dlaczego tak jest (a notki się same nie zilustrują). Jednak niesamowicie podoba mi się fakt, że uczę się od zera czegoś, co mogę wykorzystać od razu w praktyce!