Zbliża się sezon biegowy, muszę więc ułatwić sobie życie. Jak wiadomo, już od dawna regularnie biegam i nie wygląda na to, żebym miała przestać.
Ostatnimi czasy jednak znacznie ograniczyłam informowanie o tym świata. W zasadzie poza Snapchatem nie widać, że nadal biegam. Przyznaję się też do wyrzucenia wszystkich znajomych z Endomondo.
Dlaczego?
Otóż strasznie męczyła mnie jedna rzecz. Wieczne odpowiedzi na pytanie, kiedy wezmę udział w jakichś zawodach.
Prawda jest taka, że nie wezmę. Nie wzięłam i prawdopodobnie nigdy nie wezmę. I już mi się nie chce wymyślać za każdym razem nowej, pasującej do sytuacji wymówki. Dlatego piszę ten post. Będę po prostu do niego odsyłać wszystkich ludzi, którzy zadadzą mi to pytanie.
Dlaczego nie biorę udziału w biegach masowych?
1.Bo nie mam czasu.
Wybrałam sobie bieganie jako sportowe hobby, ponieważ zajmuje najmniej czasu. Zakładasz buty, wychodzisz z domu, zamykasz furtkę i już wczorajsza pizza zaczyna się spalać. Po co mam dojeżdżać na linię startu? Po co mam wracać z mety do domu? Szkoda mi czasu. Poważnie, szkoda mi tych kilkudziesięciu minut. Wolę w tym czasie się wyspać. Tak już mam. Handlujcie z tym.
2.Nie lubię tłumów ludzi podczas biegania.
Mogę biegać z jedną osobą, czasami specjalnie chcę z kimś pobiegać, bo traktuję to jako spotkanie towarzyskie. Z dwoma osobami tez spoko. Z trzeba dam radę. Przełknę nawet pięć. Dobra, z pięcioma to skłamałam.
Ale kilka tysięcy?
W trakcie biegu jestem typem samotnika. Najbardziej lubię biegać na bieżni (odkrytej, nie tej w siłowni) i do tej samej od 1,5 roku muzyki. Mój mózg się wtedy wyłącza, a ja staję się biegającym robocikiem. A to jest to, czego od biegu oczekuję. Już tłumaczę dlaczego.
3.Bieg to dla mnie wyciszenie, a nie emocje grupowych zawodów.
Mam aż za dużo emocji w swoim życiu. Bieganie daje mi ten komfort, że chociaż na chwilę mogę się od tego odciąć. Wyłączyć. Zapomnieć. Pójść do takiego parku, do którego nikt nie chodzi, i biegać przez godzinę w kółko. Pobyć sam na sam ze sobą.
4. Nie interesuje mnie tempo, w jakim biegnę.
Wychillowałam totalnie. Jeśli przebiegnę szybko, to spoko. Jeśli nie, to nie. To sobie zrobię zdjęcie wiewiórki albo się przespaceruję. Zawody często służą ludziom do tego, żeby na adrenalinie wycisnąć lepszy wynik. Ja nie potrzebuję tego wyniku. Do niczego.
To nie jest hejt na biegi masowe. Zanim ktoś uświadomił mi, że maraton w Rzymie jest trudniejszy niż zwykłe maratony, bo biegnie się tam po kocich łbach, miałam przez chwilę pomysł, żeby w nim wystartować. Raz byłam też zapisana na bieg na 5 km. Na szczęście padało, a ja nadal nienawidzę biegać w deszczu (chociaż czasem to robię). Powtórzę jeszcze raz – to nie jest hejt na biegi masowe.
To jest moja opinia. Bieganie masowe nie jest dla mnie. Rywalizacja w sporcie nie jest dla mnie. Zwiększane sobie adrenaliny nie jest dla mnie. Wybieganie życiówki nie jest dla mnie.
Moje jest bieganie po mazurskich lasach, łapanie świeżego powietrza i radość z tego powodu, że mam chwilę dla siebie. I mogę z nią zrobić, co chcę.
Po prostu każdy robi to, co lubi, a czego nie lubi, to nie robi.
Easy.