Trochę oszukuję w tym poście.
Zrobiłam zdjęcia latem, ale dla mnie lato we wrześniu to już jesień.
Gdybyśmy mieli całą taką jesień jak pierwsze dni września to byłoby bardzo miło. Niestety podział na wiosnę, lato, jesień i zimę jest już nieaktualny i nawet w szkołach mówi się o tym, że nie należy dzieci uczyć poznawania świata według kalendarza pór roku, bo w wyniku tego opowiada się o pierwszym dniu wiosny pokazując uczniom zaspy śnieżne.
Zacieranie pór roku bardzo mnie martwi, bo jesień mogłaby być najpiękniejszą porą roku, gdyby faktycznie istniała. Byłaby złoto-brązowo-żółto-czerwona. Jabłkowo-gruszkowa. Pozwalałaby nam jeść weekendowe podwieczorki w ogródku. Siedzielibyśmy opatlueni w koce i wcinali ciasto ze śliwkami i kruszonką. Obowiązkowo popijając je herbatą z miodem, cytryną i jagodami goji. Trochę marzłby nam nosy, ale na pewno jakoś byśmy sobie z tym poradzili. Poza tym taki lekki chłód to idealna sytuacja do zacieśniania więzi. Zawsze jakiś tajemniczy mniej lub bardziej znajomy przedstawiciel ulubionej płci Magdy Umer może pożyczyć nam swój sweter.
Na trzy cztery wszyscy udajemy, że do końca roku nie będzie już padać!
ps. Tytuł postu należy oczywiście do Andrzeja Waligórskiego.