Różne dziwne rzeczy, które zbieramy

Luty 17, 2013

Jak tam Wasz weekend, kurze wytarte?

Muszę się przyznać, że niestety mam w sobie wielką bałaganiarę. Przez latatgruntownie sprzątałam tylko kiedy miałam sesję. Okay…ostatnie pół roku przed oddaniem magisterki sprzątałam prawie codziennie, ale to się nie liczy.

Wychowana przez Mamusię, którą sprzątanie zwyczajnie relaksuje (ja dla odmiany uspokajam się robiąc pranie) przez całe życie nienawidziłam ścierek i odkurzacza. Nie żartuję, mamy w domu tak perfekcyjnie czysto, że totalnie nie rozumiem pomyłki TVN. Rozenek nie powinna być tam zatrudniona. Zamiast niej Perfekcyjną Panią Domu powinna być moja Mama, bo tylko ona utrzymuje w mieszkaniu taki muzealny stan, że kiedy wpada moja Sąsiadka to mówi:

Boję się wejść do salonu, bo podłoga się tak błyszczy, że obawiam się poślizgnięcia, a nogę już raz miałam złamaną.

Jeśli przez całe życie mieszkasz w domu, w którym na wierzchu nie może stać ABSOLUTNIE ŻADNA NIEPOTRZEBNA RZECZ, to po pewnym czasie godzisz się z takim losem, że kiedy wyjmiesz sobie serek wiejski z lodówki i wtem…przypomni ci się, że musisz umyć ręce, więc zostawisz serek na blacie w kuchni i znikniesz na 30 sekund, to kiedy wrócisz, serek będzie już schowany w lodówce.

Przy takiej presji trudno się dziwić, że ja zawsze należałam do tych dzieci, które twierdziły, że mają „artystyczny bałagan”, bo „jak posprzątam to nic nie mogę znaleźć” ;)

Yhm. No to los się na mnie zemścił. Od kiedy w kwietniu odkryłam, że mam alergię na wszystko, w tym w szczególności największą na roztocza, ścierka stała się moim przyjacielem. Tylko niestety żeby wytrzeć kurze, to najpierw trzeba posprzątać. I tak sobie od prawie roku sprzątam. Wywaliłam dzięki temu mnóstwo worków z totalnie dziwnymi rzeczami, które przechowywałam. Na czele z ogromną ilością pustych pudełek „które może kiedyś się do czegoś przydadzą, co z tego że leżą tutaj już od dwóch lat i nawet o tym nie pamiętam, niech poleżą kolejne dwa, na pewno kiedyś będę ich potrzebować i to może się stać zaraz po tym jak się ich pozbędę” (nie, nie stało się tak).

A kiedy już pozbyłam się tego, czego nie używam, to odkryłam co gromadzę w zaskakujących ilościach.

cozriberamykolaz

Przede wszystkim podkoszulki – dwie półki w mojej szafie zajmuje ok 40 koszulek. Większość jet czarna albo biała, ewentualnie szara lub beżowa. Zgadnijcie jak często je noszę? No własnie.

Z książkami jest już trochę lepiej, bo zawsze można sobie wytłumaczyć, że przeczyta się je na emeryturze. W ten sposób mam już na jesień swojego życia biblioteczkę, której pewnie i tak nie zdążę przerobić, a za którą mój alergolog chce mnie zabić, bo gdzie jest najwięcej kurzu? Taaaak, na książkach. Ale niestety dobrowolnie skazuję się na katar do końca życia, bo zupełnie nie wyobrażam sobie życia bez książek. Mogę nie mieć na ścianach obrazów (w sumie to nie mam), zdjęć w ramkach (też nie mam), ale chyba na dłuższą metę nie wytrzymałabym w domu bez książek.

Błyszczyki i szminki – heheh, i jeszcze raz hehehe, nie wiem po co mi ich tak dużo, skoro tak maluję usta raz na tydzień, ale pewnie własnie dlatego potrzebuję szminki w każdym odcieniu różu i czerwieni oraz 20 pomadek nawilżających.

Świeczki – a tutaj się pochwalę, bo na tym zdjęciu akurat jest ich mało. Nauczyłam się w tym roku,  że świeczki są do palenia, a nie do kupowania w ilościach hurtowych i przechowywania w szafce. I wcale niekoniecznie tylko w zimowe wieczory, ciepłe letnie poranki też się do tego nadają, tylko trzeba znaleźć odpowiednie zapachy.

No to by było na tyle…bo wiecie… byłam już dziś na studiach i na siłowni, potem ugotowałam zupkę pomidorową, zdrzemnęłam się, wzięłam gorącą kąpiel i skończyły mi się wymówki żeby nie sprzątać. To jeszcze sobie wpis napisałam ;) A teraz łapię się za ścierkę, bo w tym tygodniu roztocza dały mi nieźle do wiwatu.