Powoli zaczynam się siebie bać. Fascynuje mnie robienie ludziom zdjęć na plaży. Ale niestety nie takich ładnych – morze, piasek, fale – nic z tych rzeczy.
Na plaży włącza mi się w głowie Martin Parr, brytyjski fotograf, który jest bardzo znany z pokazywania życia ludzi wprost. Przy czym to wprost często dość brutalne, ironiczne, obrażające prawdziwą naturę człowieka i satyryczne.
Waniliowy lód kapiący na gruby brzuch pięćdziesięcioletniego mężczyzny, któremu fioletowe majtki kąpielowe wrzynają się lekko w pośladki? Nie ma problemu.
Dzika ilość śmieci obok różowego ręczniczka położonego na betonie? A na ręczniczku młoda brunetka w stringach popijające chipsy piwem? Jasne.
Małżeństwo w średnim wieku. On siedząc na leżaczku w 40 stopniowym słońcu popala cygarko nad gazetą z najnowszymi portugalskimi plotkami o celebrytach. Dym leci na nią. Nikomu nie jest za gorąco. Fotka? Robi się sama.
Takie obrazy widziałam na plaży przez Parra.
Jego zdjęcia możecie zobaczyć tutaj. Na moje musicie jeszcze poczekać, bo ani nie mam warsztatu, ani odwagi żeby fotografować aż tak bardzo wprost. Nie da się jednak ukryć, że plaża (co dla mnie było zaskakujące!) to chyba jedno z lepszych miejsc na ćwiczenie fotografii. Po prostu wszyscy są zajęci sobą, a przy okazji robią różne rzeczy i raczej nie przemieszczają się szybko. Kadr goni kadr.
Przeczytaj również post z plaży w Cascais
Tym razem pokażę Wam plażę w Matosinhos niedaleko Porto. Jest to malutka miejscowość, oddalona pół godziny jazdy metrem od Porto, która słynie głownie z tego, że wszyscy uwielbiają jeździć tam na obiad lub kolację żeby w mocno lokalnej knajpie zjeść rybę. To jest miejsce stworzone na złość mi. Poza rybą, która robi się na ulicy, żeby nie uprażyć klientów, wszędzie króluje tam czosnek i cebula.
Na szczęście na deser podają olbrzymie ilości pysznych, świeżych owoców. Ale nie o jedzeniu dziś miałam pisać. Plaża, plaża, plaża!
Mocno miejska plaża…
Fotograf.
O czym on myśli?
Na 100% myślał o jedzeniu. W Portugalii bez lodówki na plaży to gorzej niż bez parasola.
Głód może zaatakować cię w każdej chwili, nawet podczas spania.
A jeśli już parasol to koniecznie na wypasie. Niech nie podglądają!
Ja nie miałam ani parasola ani lodówki, za to miałam książkę „Klasa” Dominika W.Rettingera i na pewno Wam jeszcze o niej napiszę, bo czytało się świetnie! I chyba nie był to przypadek, bo doszukałam się informacji, że Rettinger pisał scenariusz do mojego ulubionego polskiego serialu „Ekipa” Agnieszki Holland.
Siedzenie na brzegu to również jedno z moich ulubionych zajęć. Gdyby jeszcze donosili pizze…
Brutalna rzeczywistość.
A teraz już całkiem serio brutalna rzeczywistość. Nigdy nie zrozumiem jak można po sobie nie posprzątać.
Powrót do domu. Beton.
Albo źle trafiłam albo Lizbona i Porto nie są dobrymi miejscowościami na plażowanie. Niby ocean blisko, ale przyjemności w tym mało, jest za miejsko. Nie pojechałam tam się opalać, ale raz w tygodniu chciałam odpocząć i jakoś średnio to wspominam. Zdecydowanie wole nasze, Polskie, wyludnione plaże w wioskach typu Kąty Rybackie. Na szczęście rajską plażę znalazłam w okolicy Madery, ale o tym w przyszłym tygodniu!
Więcej postów z Portugalii znajduje się w dziale PODRÓŻE.
Pingback: Rzeczy, na które nie szkoda mi pieniędzy | BLACK DRESSES – blog lifestylowy()