Reklamacja butów Ryłko część 2 i 3

Kwiecień 24, 2012

I zapewne nie ostatnia.

Jak być może wiecie, miałam wielką nieprzyjemność reklamowania butów z Ryłko. Cały post znajduje się tutaj <klik>.

Reklamacja oczywiście została odrzucona. Powód? Uszkodzenia mechaniczne.

Najbardziej bzdurny powód na świecie. Co to znaczy, ze buty mają prawo się niszczyć? Co to w ogóle znaczy, że rzeczy które mam kupować mają prawo się niszczyć? Zwłaszcza w niecały rok od użytkowania. Jak coś kupuję, to za to płacę. Kiedy za to płacę, to chcę to mieć  przez dwa lata. Tyle wynosi okres gwarancyjny. Jeżeli po dwóch latach się popsują – okay. Nie robię problemu. Wyrzucam, kupuję nowe. Problem w tym, że coraz częściej ubrania i dodatki psują się po kilku miesiącach.

Buty są do chodzenia. I jak w nich chodzę, to mają się nie niszczyć. Buty nie są do stania na półce. A tylko wtedy buty z Ryłko mają szansę przetrwać.

Tym razem w sklepie było miło. Panie mrugnięcia okiem przyjęły moją drugą reklamację i nawet smutnym głosem poinformowały, że „też może zostać odrzucona”. Smutnym głosem musiałam odpowiedzieć, że będę odwoływać się dalej.

Niestety widzę pewne problemy. Jakiś czas temu chwaliłam się na Facebooku, że Infolinia UOKiK  jest świetna i że mi doradzili co z tym zrobić. Tyle, że Pani, która mi doradzała lekko zaszalała. Powiedziała mi, że „poinformowanie smsem” o odrzuceniu reklamacji nie jest zgodne z prawem i że powinnam dostać e-mail albo telefon z wyjaśnieniem powodu, z związku z czym mogę uznać to za „niepoinformowanie klienta”, czyli reklamację za uznaną.

Dziś na ten samej infolinii inna Pani powiedziała, że to bzdura.

I tu pojawia się pytanie – co robić kiedy odrzucą moją drugą reklamację? Znacie podobne przypadki? UOKiK doradza oddanie butów do rzeczoznawcy.  Oddawaliście kiedyś? Czyta mnie jakiś prawnik ? ;)

Część 3 i ostatnia :)

Odzyskałam pieniądze :)))  Jak to się stało?

Miałam trochę szczęścia…bo Panie w sklepie zapomniały mi wysłać w ciągu 14 dni sms od odrzuceniu reklamacji. Ponieważ jest to niezgodne z prawem, a brak poinformowania klienta o rozpatrzeniu reklamacji traktuje się zgodnie z prawem jako przyjęcie tejże, udałam się do skelpu.

W sklepie Pani była uparta, że pieniędzy mi nie odda. Poprosiłam ją więc żeby napisała mi na reklamacji oświadczenie, że nie poinformowała mnie o jej rezultacie. Następnie zadzwoniłam do Inspekcji Handlowej (nadal stojąc w sklepie) i zapytałam co robić. Pan poradził mi napisać skargę na sklep. Następnie miał miejsce ten świetny dialog, który znacie z Facebooka:

-Ponieważ złamała Pani prawo, złożę skargę do Inspekcji Handlowej.

-My tu mamy inne prawo. A poza tym nie miała pani paragonu.

Nooo….to nawet dwa inne prawa mają. Wyszłam ze sklepu i już byłam zła, że będę musiała marnować czas na tę skargę. 10 minut później zadzwoniła do mnie Pani, że skonsultowała się z kimś tam wyżej i mam wracać po pieniądze.

Pointa, którą każdy musi przeczytać. 

To, co tutaj zrobiłam to była popisówa. Przyznam się szczerze, że nigdy aż tak bardzo nie musiałam walczyć z żadnym sklepem o zwrot pieniędzy. Zawsze kończyło się na pozytywnym rozpatrzeniu drugiej reklamacji, nigdy nie musiałam też wytaczać argumentów prawnych, ale pierwszy raz w życiu reklamowałam coś bez paragonu. W sumie nie reklamuję dużej ilości produktów – ale jak tak policzyć 3 reklamacje rocznie, to robi się z tego ładna sumka.

Ogólnie jest to bardzo smutna sytuacja, pokazująca jak Polskie sklepy traktują klientów. Myślę, że nie są tutaj winne Panie w sklepie, tylko ktoś z góry, kto im każe tak reagować. Dużo z Was pisało, że w takim razie i Wy postaracie się walczyć o swoją reklamację. Wydaje mi się, że w Polsce nadal próbuje się robić ludzi w balona, bo nie jesteśmy świadomi swoich praw,albo zwyczajnie nam się nie chce marnować czasu. Walczcie o swoje!!!

Pamiętajcie, że tutaj <klik> tworzymy listę sklepów, które nie robią problemów z reklamacją i w ciągu tygodnia ją opublikuję w kolejności alafabetycznej i z znaczeniem ilości pozytywnych i negatywnych opinii.