Czyli zwyklaki, o które zawsze najtrudniej.
Zimna jesień w tym roku zaskoczyła mnie tak jak za tydzień śnieg zaskoczy kierowców (#zlosliwablogerka). Znowu nie miałam butów. Tak jak nie mam ich przez całe życie, kiedy zaczyna się nowa pora roku. To znaczy miałam, ale na szpilce. A potrzebowałam najzwyklejszych na świecie czarnych, płaskich kozaków. Tydzień temu odwiedziłam z koleżanką wszystkie znane nam sklepy i wspólnie uznałyśmy, że buty dla mnie nie istnieją (a to nowość). Otóż tej jesieni oszalałam i kupiłam spodnie w kancik. Gdybym miała w szafie same rurki to nie byłoby problemu – w każdym sklepie znajdziemy milion wariacji na temat butów motocyklowych, sztybletów, kowbojek itp. Zwyklaki są oczywiście towarem deficytowym. Jedyne, które mi się spodobały znalazłam w Wojasie (chodzi o środkowe). Jednak nauczona doświadczeniem, że drogie buty niszczą się tak samo szybko jak tanie buty, postanowiłam się nie poddawać i znaleźć parę za mniej niż 600 zł.
I wtedy poszłam do tego sklepu w którym byłam już dwa razy (1,2) i mój problem rozwiązał się za 370 zł. Jednocześnie zrobiło się za gorąco na te buty. Ale o akurat mi nie przeszkadza :) Oby złota jesień trwała jak najdłużej! Buty ponoszę innym razem.
Pingback: 10 absurdalnych powodów odrzucenia reklamacji()