Drugi dzień w Genewie – sufit, zegarki, paw i bohema

Luty 22, 2014

Kolejny mega intensywny dzień i mnóstwo zdjęć!

Miałam bardzo dobrą intuicję w związku z tym, że cały poprzedni dzień spędziłam spacerując. Drugiego dnia od rana padało. W związku z tym uznałam, że trzeba się zabrać za zwiedzanie czegoś „dużego”,  co zajmie wiele czasu i pomoże przeczekać załamanie pogody. Na początek wybrałam na Pałac Narodów. Wejście tam jest trochę skomplikowane, bo przede wszystkim trzeba je znaleźć, a to wcale nie jest łatwe. Od wejścia głównego trzeba trochę na czuja kierować się przez około 7 minut w lewą stronę. Zawsze ktoś też tam idzie, ale nie zawsze skręci właściwie, więc nie polecam śledzenia innych turystów. Na początku każdy gość musi wyrobić sobie identyfikator (trwa to sekundę), dopiero potem można kupić bilet i udać się na miejsce zbiórki z przewodnikiem.  Cała ta zabawa kosztuje około 10 franków szwajcarskich (nie koron norweskich jak też ostatnio się pięknie pomyliłam) i jeżeli interesujecie się trochę polityką oraz historią to jest warta zachodu. Zwiedzanie trwa godzinę, przewodnik jest przystojny (przynajmniej mój był) i mówi same konkretne rzeczy.

_MG_7601-1

1

2

_MG_7591-1

Nazwa Pałac Narodów jest oczywiście związana z nieistniejącą już Ligą Narodów. Obecnie w tym miejscu siedzibę ma ONZ.

I teraz najciekawsza rzecz – sufit. Widzicie go na zdjęciu głównym. W sali prezentuje się następująco:

_MG_7598-1

Związane z nim kontrowersje są takie, że kosztował…18 milionów euro.  Jest to twórczość hiszpańskiego artysty Miguela Barcelo. Oczywiście pieniądze nie pochodzą ze źródeł ONZ, ale nie mogę pozbyć się wątpliwości czy aby na pewno nie dało się tej sumy wykorzystać w inny sposób. Jakiś bardziej sprzyjający misji miejsca, w którym on wisi. Cóż, nie mój wybór.

Po moim wyjściu z Pałacu Narodów deszcz trochę przestał padać, więc postanowiłam przejść się do parku w którym byłam przelotem już wczoraj.

5

Na zdjęciu z lewej strony widzicie ogród botaniczny, niestety nieczynny zimą. Na zdjęciu z prawej krzesło, które znajduje się przed siedzibą Pałacu Narodów. Jego oderwana noga symbolizuje sprzeciw wobec bomb i min.

3

A to już droga do Jardin Botanique. Jak widać słońca brak, ale były lepsze atrakcje.

_MG_7625-1

_MG_7648-1

_MG_7654-1

4

Czaiłam się i czaiłam żeby zrobić zdjęcie tego pawia. Bałam się, że mnie zaatakuje (chociaż kto normalny boi się atakującego pawia w parku…), więc skradałam się na paluszkach. Na szczęście sam bohater przepięknie pozował do zdjęć i jak się okazało nie drgnął nawet kiedy mijali nas biegający ludzie.

Po zwiedzeniu parku udałam się na szybki obiad, a następnie przedostałam się na drugą stronę Genewy do muzeum Patek Pilippe. Dobrze myślicie, że nazwa brzmi znajomo – jeden z założycieli firmy Patek Pilippe, niejaki Antoni Patek był Polakiem. Firma zajmowała się produkcją zegarków (w końcu jesteśmy w Szwajcarii).

6

Niestety w muzeum nie można robić zdjęć. Albo stety…bo pewnie gdyby było można to ten post składałby się z samych zdjęć zegarków. Muzeum to absolutnie obowiązkowy punkt wycieczki do Genewy. Jest genialne! Najważniejsze są w nim dwie wystawy – zegarków antycznych oraz oczywiście zegarków Patek Pilippe. Obydwie są obłędne. Część antyczna totalnie zachwyca tym w jakich pięknych formach można było zamknąć zwykły zegarek, a część firmowa to jest w ogóle jakiś kosmos klasyki i geniuszu. Przysięgam, że bardzo chętnie nosiłabym większość zegarków marki patek Pilippe.

Po zwiedzeniu muzeum udałam się jeszcze na chwilę do miejsca, w którym wczoraj się zgubiłam, czyli w okolice Park Des Bastions oraz Plaine De Plainplats.

_MG_7687-1

_MG_7686-1

_MG_7679-1

_MG_7674-1

Trochę żałuję, że nie byłam tam latem, bo obydwa miejsca sprawiają wrażenie świetnych do letniego spędzania czasu na świeżym powietrzu.

Na sam koniec dnia postanowiłam oddalić się od centrum i podjechać do dzielnicy Carouge, ulubionego miejsca genewskiej bohemy. Polecam do tej dzielnicy dojechać tramwajem (bo jest pod górkę), natomiast wrócić warto pieszo, ponieważ bardzo fajnie jest zaplątać się zwiedzając przepiękne małe sklepiki i podziwiając zabudowę.  Można się poczuć trochę jak w Paryżu.

_MG_7721-1

_MG_7713-1

_MG_7704-1

7

8

9

10

Zauroczona tym klimatem wróciłam do hotelu (wyjątkowo się nie zgubiłam) i z koszmarnie bolącymi nogami poszłam spać. Wiedziałam jednak, że rano muszą mnie już nie boleć, bo następnego dnia czekała mnie…Lozanna! Czyli w koljenym poście możecie spodziewać się wielu wspaniałych widoków. Właśnie zabieram się za obrabianie zdjęć!

Jeżeli przegapiliście pierwszą notkę z Genewy to możecie nadrobić ją klikając tutaj.

Cały czas polecam również śledzenie mnie na Instagramie, tam wszystko jest wcześniej: http://instagram.com/blackdressesblog