Let The Good Times Roll – lżejszy odpowiednik Dark Angels

Marzec 14, 2014

Trochę czyścik, trochę peeling, ale na pewno produkt, którego nie można przegapić.

Moja miłość do Lush trwa i pewnie nigdy się nie skończy. Wszystkie posty, które do tej pory napisałam o kosmetykach tej marki znajdziecie TUTAJ, więc nie będę powtarzać znów tego samego.Przejdę do konkretów.

Czym jest Let The Good Times Roll?

Kolejnym czyścikiem, czyli produktem do oczyszczania twarzy. Ja używam go po wykonaniu demakijażu mleczkiem albo płynem micelarnym, ponieważ jakoś nie wydaje mi się, żeby świetnym pomysłem było majstrowanie tymi naturalnymi czyścikami w okolicach oczu, chociaż sam podkład zmyją bez problemu.

Pierwszą rzeczą o której muszę napisać z związku z tym czyścikiem jest zapach… straaaaaaaaaaaaaaasznie słodki. Powiedziałabym nawet, że na granicy przesłodzonego. Jedna z moich koleżanek uznała, że to jest gorsze od stu kilogramów waty cukrowej i nigdy w życiu nie dałaby rady umyć sobie tym twarzy. Ja aż tak dużego problemu nie mam. Traktuję to jako zabawę i na szczęście unosząca się w powietrzu słodycz nie przeszkadza mi aż tak bardzo.

Co jest w składzie?

Popcorn na przykład. Mówię całkiem poważnie – musiałam go wyjąć, bo bałam się, że porysuję sobie nim twarz. Na szczęście to był tylko mały kawałeczek. Poza tym mąka kukurydziana, olej kukurydziany, cynamon itp.. To trochę wyjaśnia zapach tego produktu – generalnie słodkie ciasto kukurydziane albo popcorn maślany.

_MG_7036-2

Jak się go używa?

Normalnie, z wodą. Wyjmujemy trochę produktu z opakowania i nakładamy na uprzednio zwilżoną twarz, a następnie delikatnie masując dokładnie oczyszczamy skórę. Dużym plusem jest to, że akurat ten czyścik jest dość zbity i nie osypuje się tak jak mój ulubiony – Angels On a Bare Skin

Natomiast nie polecam stosowania tego produktu codziennie. Moim zdaniem nie powinien się nazywać czyścikiem, tylko delikatnym peelingiem. Próbowałam używać go każdego dnia wieczorem, ale po kilku takich testach uznałam, że to bez sensu, bo tylko sobie zetrę całą skórę.

Moim zdaniem to jest lżejszy odpowiednik Dark Angels i stosowanie go nie częściej niż dwa razy w tygodniu najzupełniej mi wystarcza. Niestety Dark Angels ma o wiele dłuższy termin przydatności do użycia niż Let The Good Timess Roll (3 miesiące).

Jakie są efekty?

W zasadzie takie jakie pojawiają się po użyciu większości (wszystkich?) kosmetyków Lush – skóra jest wygładzona, zmiękczona, nawilżona, oczyszczona, kolor wyrównany, a przy regularnym używaniu nawet najdrobniejsze niedoskonałości znikają w ekspresowym tempie. Przetestowałam już naprawdę ogromną ilość kosmetyków Lush, z czego większość to były produkty do twarzy i wydaje mi się, że efekt jaki dają na skórze jest za każdym razem zbliżony, a różne wersje istnieją tylko dlatego, że kobiety mają cery, które wymagają innych rzeczy. I lubią zmieniać kosmetyki.

Let The Good Times Roll jest niestety dostępny tylko w okolicach świąt, więc jeżeli będziecie planowały go kupić to prawdopodobnie uda Wam się to nie szybciej niż za pól roku.

Chciałabym móc napisać – polecam w ramach wiosennego oczyszczania twarzy, ale muszę – polecam zapamiętać i przypomnieć sobie zimą. A może Wy polecicie jakieś niesamowite peelingi, które są dostępne na polskim rynku?