Nie wyszłam z teatru, bo bilety były za drogie, a w środku nie pyliły drzewa

Kwiecień 8, 2014

„Do Damaszku” i hańba, czyli moja konfrontacja z najgłośniejszą sztuką ostatnich miesięcy.

Przyznam szczerze, że afery teatralne mnie nie interesują. Ten światek jest mi zupełnie obcy i totalnie nie wiem kto z kim piję wódkę, a kogo należy obgadać w foyer.

Zieeeeeeew.

Bardzo jest mi to na rękę, bo potem mogę sobie pisać na co mam ochotę i nie zastanawiam się czy jakiś reżyser się na mnie obrazi, ponieważ nie doznałam absolutu jego dzieła.

Dlatego bez zbędnego zastanawiania się (chociaż moją uwagę powinien zwrócić fakt, że trzy dni przed gościnnym występem w warszawskim Teatrze Dramatycznym nadal były bileciki) wyszłam ostatnio z domu żeby zobaczyć słynną sztukę z Teatru Starego w Krakowie. Słyszeliście o niej na pewno, nawet jeżeli nie bywacie w Krakowie, ani w teatrze. Mowa o tym spektaklu podczas którego grupa osób na widowni zaczęła krzyczeć: „Hańba!”. Nie będę Wam w całości streszczać, filmik macie tutaj (nudny jest, można przewijać):

Potem pisano, że skandal, że spektakl marnej jakości, wstyd dla sceny narodowej, że zachowanie niegodne aktorów, widzów, reżysera, dyrektora, bla, bla, bla i próbowano ustalić kto miła rację.

Zieeeeeew.

Na pewno trzeba zauważyć, że nikt z osób opuszczających „Do Damaszku” nie był dawno w teatrze w Warszawie. Jeżeli odbyłby taką wizytę to na pewno miałby już opracowany jakiś system podań, reklamacji albo żądania zwrotu gotówki z tytułu niezgodności towaru z umową. W każdym razie jeszcze jeden piekielnie drogi i równie zły spektakl, a sama zacznę nad tym poważniej myśleć.

„Do Damaszku” jest nudne jak najbanalniejsze porównanie świata, czyli jak flaki z olejem. W konfrontacji z tym o czym pisałam w tekście  13 porad dla artystów to jest piaskownica. Przebieranki i próba udawania warszawskiego, żenującego poziomu.

Szkoda, bardzo mi jest szkoda aktorów. Dorocie Segdzie, Krzysztofowi Globiszowi i Justynie Wasilewskiej życzę znacznie lepszych spektakli.

Jednemu aktorowi życzę może trochę więcej talentu, ale daruję mu wymieniane z nazwiska. Wyraźnie widać kto odstaje od reszty.

Zieeeeew.

Można w trakcie przedstawienia zrobić listę zakupów. Ja skrupulatnie zaplanowałam w głowie strukturę tej notki. Kilkanaście minut poświęciłam na wymyślenie adekwatnego tytułu.

Nie wyszłam ze spektaklu, bo jestem psychofanką Justyny Wasilewskiej. Jej głos, jej ekspresja i jej i jej magnetyzm zatrzymają mnie wszędzie.

Nie wyszłam ze spektaklu, bo mam straszną alergię na pyłki, więc odczuwam ulgę w budynkach bez otwartych okien. Cokolwiek w nich robię.

Nie wyszłam ze spektaklu, bo bilet kosztował 90 (słownie:dziewięćdziesiąt) złotych za miejsce w XV rzędzie. Gdyby był tańszy to ta notka nie powstałaby, bo po 30 minutach opuściłabym widownie, po drodze zabierając ze sceny Wasilewską. Potem pokazałabym jej gdzie można zjeść dobry obiad za tą sumę pieniędzy. Jednak 90 zł zdenerwowało mnie do tego stopnia, że postanowiłam wysiedzieć do końca i napisać notkę, której pointą będzie to, że ponad dwie godziny snu na widowni za taką cenę to trochę za drogo. Tyle sam kosztuje jeden nocleg w Barcelonie albo Lizbonie.

Nawiązując więc do wklejonego wcześniej filmiku, nie pozostaje mi nic innego jak kontynuowanie prośby:

Szanowny Panie reżyserze, prosze zwrócić mi pieniądze. Szybciutko, bo wakacje się zbliżają.

Zieeeeew.