13 porad dla artystów

Luty 16, 2014

Nie od krytyków. Od widzów.
Im częściej chodzę do teatru, tym bardziej mam ochotę głośno zapłakać. Nie chcę się wdawać w żadne natchnione dyskusje o sensie sztuki i analizować przedstawień używając metafor zamiast przecinków. Jestem zwykłym widzem. Kocham teatr, kocham aktorów. Chciałabym tu pisać tylko o tym jak ktoś mnie zaczarował. Jak po raz kolejny odkryłam magię teatru. Jak wspaniały jest ten rodzaj sztuki na żywo i  nić porozumienia pomiędzy aktorem i widzem. Naprawdę mam misję poinformować przez  bloga o wszystkich cudach jakie dzieją się na scenie. Chciałabym móc pisać takie notki raz w tygodniu.

Jednak kiedy siedzę w teatrze na kolejnej beznadziejnej sztuce to z nudów rozglądam się po widowni. I widzę dużo starszych osób. Pierwsza rzecz, która  przychodzi mi do głowy zawsze związana jest w pieniędzmi. Para kochających sztukę emerytów wybrała się w sobotni wieczór na przedstawienie. Na pewno nie mają wysokiej emerytury, ale nie chcieli ryzykować stania w kolejce po wejściówki (to radze robić wszystkim, bo wydawanie dzikiej sumy pieniędzy na coraz gorsze spektakle nie ma sensu), więc kupili bilety. Równie dobrze w tej sumie mogliby pójść na kolację i zwieńczyć ją najlepszym deserem z karty. Przy odrobinie szczęścia nawet na dwie kolacje. A teraz siedzą, oglądają za przeproszeniem czwarty w tym roku gniot roku (tak, gnioty roku ostatnio zdarzają się co tydzień), a mi szkoda ich pieniędzy.

Drodzy artyści, pomyślcie więc czasem też o widzach. Nie tylko o swojej misji, wizji reżysera i zbawieniu świata. My naprawdę wolimy poprawny spektakl w kostiumach niż kolejny eksperyment, który jest kopią eksperymentu sprzed roku, a tamten znowu kopiował coś przed dwóch lat. W związku z tym mam nadzieję, że się nie obrazicie, ale ponieważ chciałabym nadal pisać same dobre recenzje na tym blogu, to mam dla Was kilka rad:

 

1) Rzucanie chujami i kurwami przez większość spektaklu nie świadczy wcale o wysokim poziomie dosłowności artystycznej jaki udało się osiągnąć.

2) Realizm, realizmem, ale warto byłoby zadbać o to żeby powyżej 4 rzędu też coś było słychać.

3) Monodramy gramy wtedy kiedy już mamy do perfekcji opanowany warsztat, a nie wtedy kiedy nikt nam nie zaproponował roli w żadnym innym spektaklu.

4) Jeżeli przedstawienie jest dla dzieci to naprawdę nie wystarczy, żeby było głośno i kolorowo. Ośmiolatki też maja gust teatralny i alergię na tandetę.

5) Jeżeli twoja koleżanka napisała prozę, której nikt nie chce wydać to znaczy, że ona nie nadaje się na tekst do teatru.

6)  Wszyscy wiemy jak wygląda narkoman. Nie musicie nam tego non stop pokazywać w teatrze.

7) Na kolejną nagość w 3 minucie spektaklu reaguję już tylko głośnym ziewnięciem.

8) Granie na czas nie jest fajne. Dłuższy spektakl wcale nie oznacza bardziej pełnego i przemyślanego spektaklu. Antrakt nie jest jeszcze tylko archaizmem i knajpką z tyłu Narodowego.

9) Jeżeli masz pecha i rola, którą grasz wymaga bycia pijanym przez większość spektaklu to ogranicz swoje środki wyrazu do minimum. Wszyscy wiemy jak wygląda zalany człowiek, nie trzeba nam pokazywać całego arsenału jego zachowań, bo widzieliśmy to u Smarzowskiego i było pokazane lepiej.

10) Naśladowanie maniery mówienia Krystyny Jandy jest słyszalne dla widowni i widownia ma dość, bo kocha Krystynę, a nie wierzy w podróbki.

11)  Widzimy kiedy aktor improwizuje. Gdybyśmy chcieli iść na improwizację to byśmy poszli na stand up.

12) Dyplomy szkół teatralnych powinny być wizytówką całego roku, pokazywać wachlarz możliwości aktorskich każdej jednej osoby i dawać szansę na jakieś inne role. To nie jest miejsce na półsenną wizję reżysera.

13) Skończcie z dosłownością, widz ma trochę wyobraźni i potrafi sobie pewne rzeczy dopowiedzieć. W teatrze nie oczekujemy pokazywania wszystkiego wprost.

 

Uff, to chyba na tyle.  Trochę cierpię, ale musiałam to napisać.

Idę dzisiaj na Lód do Narodowego i jestem przerażona. Danuto Stenko, błagam, chociaż Ty zrób to dobrze.