Pod koniec czerwca wpadłam na kilka szalonych pomysłów. Najpierw chciałam sobie przedłużyć rzęsy, później wykonać makijaż permanentny, aż w końcu przedłużyć żelem paznokcie.
Chyba po prostu byłam w takim momencie życia, że potrzebowałam pilnie jakiejś zmiany w wyglądzie. Większość kobiet poszłaby w związku z tym do fryzjera, ale u mnie to nie przejdzie. Może o tym nie wiecie, ale mam już tak wypracowaną fryzurę, że czego jak czego, ale jej nie zamierzam zmieniać.
W każdym razie – brwi i rzęsy szybko znajome kosmetyczki wybiły mi z głowy. Brwi się ponoć brzydko utleniają po jakimś czasie, a co do rzęs, to nie udało mi się ustalić, czy nie osłabiają naturalnych.
Zostały więc paznokcie. Udałam się do Magdy z Mani Mani, u której robię paznokcie już od dawna i która chyba była bardziej zdziwiona faktem, że chcę żel, niż ja sama.
Od 4 miesięcy mam żelowe paznokcie bez przerwy. Nie mówię, że tak będzie zawsze, ale obecnie jestem zachwycona.
Czym są żelowe paznokcie?
To po prostu paznokcie, na które manicurzysta nakłada żel, a następnie utwardza go lampą UV. W dalszej kolejności piłuje się go i nadaje mu pożądany kształt. Od modnego dawniej akrylu różni się tym, że jest bardziej subtelny i ponoć mniej niszczy płytkę paznokcia.
Jakie są plusy i minusy żelowych paznokci?
Plusy:
1. Można wymodelować kształt paznokcia. To największy plus dla mnie i główny powód, dla którego się zdecydowałam na żele. Ludzie mają różne problemy – mi się nie podobały moje szerokie paznokcie, zwłaszcza kciuki. Były strasznie szerokie, brrrr. Na dodatek zapuszczanie paznokci to była droga przez mękę. Chyba wszystkie mikroelementy pochłaniają moje włosy, bo paznokcie rosły mi zawsze w tak wolnym tempie, że wolniej to tylko żółw idzie po pizzę. Dlatego za pierwszym razem zdecydowałam się na migdałki. Później uznałam, że wolę prosty kształt, ale nadal dłuższy i smuklejszy od mojego naturalnego.
2. Trwałość manicure. Przy pierwszych żelach migdałki trzymały mi się 4 tygodnie (bo nie miałam jeszcze od spodu naturalnego paznokcia, żeby nim o coś zahaczać, hehe). Teraz, kiedy paznokcie mam dość krótkie jak na żelowe standardy, to czasem o coś zahaczam i zaczynają się zadzierać, ale ponad 2 tygodnie wytrzymują.
3.Żel można pomalować zwykłym lakierem lub hybrydą. Do wyboru, do koloru! Można też zrobić milion wzorków, których ja akurat nie lubię, ale wszystko jest dozwolone, ostatnio widziałam nawet Świętego Mikołaja na paznokciu.
4.Dłonie zawsze wyglądają na zadbane.
5.Dobrze zrobione są naprawdę bardzo cienkie i jeśli komuś nie powiem, że mam żel, to nie zauważy.
Minusy:
1.Naturalny paznokieć się niszczy. Jeśli więc nie macie problemu z jego długością i kształtem, to nie ma żadnego sensu, żebyście robiły sobie żelowe.
2.Nakładanie żelu trwa od 1,5 do 2 godzin. To długo, ale skoro później długo, długo jest spokój i nie trzeba samemu nic poprawiać, to jestem w stanie wygospodarować tyle czasu, bo manicure w domu raz w tygodniu zajmuje go chyba więcej.
3.Można złamać taki paznokieć lub też naturalny pod żelem może zacząć się kruszyć. Dlatego odradzam skubanie przy tych paznokciach (o sobie mówię…) oraz zalecam jednak wykonywanie różnych czynności domowych w rękawiczkach. Ale to wiadomo, skóra dłoni też się ucieszy.
To jak jest w końcu z tą elegancją?
Zależy, co kto lubi. Jeśli zrobicie sobie 373723 cyrkonii na każdym paznokciu oraz poprosicie o szpony o długości 1 km, to nie będzie to wyglądało elegancko. Natomiast chciałam zdementować plotki, że żele w ogóle nie mogą być eleganckie. Mogą. Moje są. Są cienkie, naturalne i mają prosty, krótki kształt. Wszystko zależy od talentu manicurzystki oraz od naszego własnego gustu.
Więcej zdjęć moich paznokcie możecie zobaczyć we wpisach:
Bordowa sukienka w stylizacji (tutaj mam właśnie te pierwsze migdałki)
Klasyczna sukienka na jesień – szary trapez
Ps. Od razu uprzedzam – na sylwestra robię sobie złote. To będzie najbardziej szalona rzecz dotycząca mojego wizerunku, jaką zrobiłam w tym roku. No, może zaraz po kupieniu jeansów.
Serdecznie dziękuję MiTo art cafe books za możliwość wykonania zdjęć w lokalu. Mają pyszną kawę i ciastka, polecam!
Fot. Magdalena Hanik