Czyli o nietypowych potrzebach turystycznych.
Każde miasto ma swój kolor, odcień i nasycenie.
Rzym był brązowo-żółty. Blady. Wypalony słońcem.
Paryż był biały i czysty.
Mediolan był cały skąpany w słońcu.
Oslo równo pokryte białym, odbijającym się w słońcu śniegiem.
Bergamo to już sami wiecie …[klik]
A Budapeszt, co ciekawe, był całkiem podobny do Berlina.
Jesienny, zgaszony, zielony, żółty, niewyraźny. W Berlinie chyba więcej było akcentów pomarańczowych. Trochę więcej życia.
Niestety wieża telewizyjna umożliwiła mi doświadczanie tej jedne z ulubionych wakacyjnych chwil jedynie przed szybę i to pechowo przy brzydkiej pogodzie. Ale uwierzcie mi na słowo – Berlin jest trochę weselszy.
Jeżeli nie zobaczę miasta z góry, to nie zwiedziłam go. Muszę ogarnąć je architektonicznie z lotu ptaka. Pomyśleć jak daleko znajduje się jedna budowla od drugiej. Zastanowić się jacy ludzie mogą mieszkać w takich kolorach. Jaki mają nastrój kiedy codziennie chodzą do pracy. Czy w ogóle oglądają swoje miasto z góry czy wszystkie wysokie budowle zaliczyli już podczas wycieczek w szkole podstawowej i mijają je jak warszawiacy Pałac Kultury. Bo kto widział ostatnio swoje miasto z góry?
Pingback: Instagram mix – luty()