Co za dziwne miasto! Do tej pory byłam przekonana, że to Rzym słynie z małych, wąskich uliczek w których można się zgubić, a tutaj okazuje się, że bez szczegółowej mapy nie mogę się ruszać z mieszkania.
Przyjechałam do Lizbony w nocy z czwartku na piątek i pierwszą rzeczą na jaką zwróciłam uwagę były dzikie tłumy ludzi w środku miasta o 2 w nocy. Cóż, ja się wybiera najbardziej imprezową dzielnicę na miejsce pobytu to ma się takie atrakcje. Na szczęście jądro nocnego życia znajduje się kilka ulic od tej na której mieszkam, więc mogę się wyspać. O ile nikt oczywiście w tym czasie nie gra w tenisa, chowanego albo nie rozpala sobie grilla. Bo wąskie uliczki sprzyjają takim zabawom.
Więcej o mieszkaniu na samym końcu wpisu, a tymczasem zapraszam na krótki spacer po mieście.
Zaczniemy od mojej ulubionej rzeczy.
Mięso atakuje! Szukanie wegetariańskiego jedzenia w Lizbonie jest trochę jak szukanie igły w stogu siana, ale jak już się je znajdzie to jest obłędnie dobre.
Pranie wisi oczywiście wszędzie, chyba poświęcę mu osobną notkę.
Pierwsze dwa dni poświęciłam na luźne spacery po mieście. Jeśli trafiałam przypadkiem na jakiś ważny punkt to go zwiedzałam, a potem wałęsałam się dalej.
Generalnie nie jest za ciepło. Spodziewałam się upałów, a tymczasem okazuje się, że dobrze iż zabrałam ze sobą długie spodnie i trzy swetry. W Lizbonie ponoć pada raz w miesiącu, a więc chyba jestem tutaj już od dwóch miesięcy, bo deszcz widziałam zarówno w czwartek jak i w piątek.
Woda z każdej strony chyba mocno ochładza klima, bo wieje i wieje. Ale za to jakie widoki!
Widok na miasto z windy Santa Justa.
Czy ktoś mi wytłumaczy o co chodzi z tymi rurami?
Spacer w stronę ogrodu botanicznego.
Chwila wytchnienia po całym dniu przedzierania się przez miasto.
Lizbona pełna jest groźnych zwierząt.
Mieszkanie w Portugalii
Bardzo często pytacie mnie o to czy mogę polecić jakiś nocleg w konkretnym mieście. Tym razem mogę nawet Wam się do tego noclegu dorzucić.
Jeżeli chodzi o podróż do Portugalii to najdroższy jest bilet na samolot, a potem jest już z górki. Ponieważ moim głównym priorytetem podczas wyjazdu był Internet, to od razu odpadło mieszkanie w hotelu. Poza Genewą jeszcze mi się nie udało w życiu trafić na hotel z dobrze działającym wi fi, zwłaszcza że ja potrzebuje czasem przesłać 20 zdjęć do notki i nie mam zamiaru spędzić tego powodu połowy dnia w czterech ścianach. Oczywiście rozumiem, że bez Internetu można przeżyć, ale niestety nie kiedy jest się blogerem i jedzie się na kilka tygodni zagranicę.
W Portugalii najbardziej popularnym noclegiem są hostele, ale poza tym, że tam na pewno wi fi by nie działało, to większość z nich ma wspólną łazienkę, a to po prostu mi nie odpowiada.
W związku z tym zaczęłam szukać mieszkań i najsensowniejszą opcją okazał się serwis Wimdu. Dwa na trzy mieszkania zarezerwowałam korzystając z jego oferty, bo po prostu były najlepsze. Wyszukiwanie jest banalne. Ja wpisałam, że chcę mieszkać w centrum miasta oraz mieć Internet. Wyskoczyło mi kilka mieszkań, sprawdziłam trzy najtańsze i zdecydowałam się na to, które miało najlepsze oceny użytkowników. W kilkanaście minut miałam ogarnięty nocleg.
Pomysł okazała się trafiony w dziesiątkę, a nawet w jedenastkę, kiedy właściciel mojego mieszkania zaproponował, że odbierze mnie z lotniska. Na początku myślałam, że to żart, bo miałam lądować o 0:50. Kiedy okazało się, że miałam dodatkowe 40 minut opóźnienia, a Antonio stał i czekał w umówionym punkcie to prawie podskoczyłam z radości.
Mieszkania w Lizbonie są dziwne, ponieważ są małe i od razu wychodzi się z nich na ulicę. Nie ma żadnego korytarza, przedpokoju ani czegoś takiego. Dużo ludzi spędza w ten sposób czas w oknach albo plotkuje z sąsiadami siedząc na krzesłach przy otwartych drzwiach.
Ogromnym plusem jest posiadanie wyposażonej kuchni. Jedzenie na mieście jest super, ale mój żołądek na samą myśl o tym, że miałby to robić przez kilka tygodni non stop zaczyna mnie boleć. Dlatego rano przygotowuję płatki górskie albo kasze jaglaną z owocami (figi są obłędnie dobre) i poza zdrowym jedzeniem oszczędzam też mnóstwo czasu, który normalnie poświęciłabym na szukanie knajpki, zamawianie itp.
Konkurs :)
Ponieważ serwis Wimdu jest super to w ramach współpracy z nim mam dla Was 10 kodów rabatowych po 10 euro każdy. Kody są ważne do końca roku.
Dostanie je ode mnie 10 osób, które jako pierwsze na adres kontakt@blackdresses.pl podeślą screen komentarza, który zostawiły na blogu (nie na Facebooku!) w ciągu ostatnich 2 tygodni. Liczą się komentarze zostawione do 19 lipca włącznie.
Ponieważ zaraz wychodzę z mieszkania to na maile będę odpisywać później, nie denerwujcie się.
Biegnę zwiedzać dalej, paaaa!
Przypominam o obserwowaniu mnie na Instagramie: http://instagram.com/blackdressesblog
Pingback: Lizbona – pranie w oknach()
Pingback: Ciemna strona Lizbony (niekoniecznie ładne zdjęcia)()