Kissbox

Styczeń 31, 2012

Recenzja produktów ze styczniowego pudełeczka oraz wszystko, co powinniście o nim wiedzieć.
Czym jest Kissbox?

Kissbox to takie tajemnicze pudełeczko, za które płacimy w ciemno i czekamy na to, co nam los (a raczej kurier) przyniesie. Jak to ma sens? W założeniu taki, że dostajemy kosmetyki bądź próbki kosmetyków na które same nigdy byśmy się nie zdecydowały. Na przykład – zawsze używasz różu i za nic w świecie nie posmarujesz się bronzerem, a tu nagle dostajesz w paczuszce bronzer, więc chcąc nie chcą używasz i okazuje się, że o wiele lepiej pasuje do Twojej twarzy. Jak jest w praktyce? Cztery na pięć kosmetyków, które dostałam w lutowym Kissboxie były mi obce. Jeszcze nie wiem czy jakiś kupię ponowie(poza Carmexem), natomiast frajda z niespodzianki jaką jest oczekiwanie na paczuszkę i otwieranie jej jest niesamowita.
Do tej pory ta przyjemność kosztowała 25 zł, więc uważałam, że to świetny polepszacz humoru. Koszt taki jak dwóch kaw na mieście, a zabawa o wiele lepsza. Od następnego miesiąca Kissbox ma kosztować już 35 zł, co niby nie jest drastyczną podwyżką, ale ja uważam, że to za dużo jak na moje zachcianki, za 35 zł można sobie kupić już porządny, wybrany przez siebie kosmetyk w sklepie. Albo i pięć. W każdym razie ja zamówię dziś subskrypcję na trzy miesiące i jeszcze 3×25 zł.

Dlaczego dziś?

Bo dziś o godzinie 20.00 ruszają zapisy na lutowe pudełeczka. Mam nadzieję, że strona kolejny raz się nie zawiesi. W teorii miały się one odbywać 20 dnia każdego miesiąca, ale to co działo się z zamówieniami przez ostatni tydzień woła o pomstę do nieba. Datę zapisów przekładano trzy(!!!) razy, chaos i nierzetelność komunikacyjna tej firmy jest ogromna. Dlatego ja zamawiam subskrypcję tylko na trzy miesiące (a można na rok), a potem czekam na Glossybox, może wreszcie ruszą.

Recenzja kosmetyków

Strona Kissbox asekuracyjnie na stronie informuje, że dostaniemy cztery lub pięć miniaturki kosmetyków. Świetnie, tyle że miniaturka, to nie próbka. W lutowym KissBoxie były dwie próbki (za próbkę uznaję coś, czego możemy użyć 1-2, za miniaturkę 5-10):

1)Naturalna linia produktów John Master Organics (balsam do ciała, żel pod prysznic, szampon z odżywką, odżywka do włosów) – bardzo dobre kosmetyki, świetnie nawilżają, cudnie pachną i nie mam im niczego do zarzucenia.

2)Maska do twarzy – pomarańcze – fridge by yDe – maska ma regenerować, nawilżać i uspokajać skórę i faktycznie z moją to zrobiła.

Za to były aż trzy pełnowartościowe kosmetyki:

3)Włoskie mydło –NESTI DANE – bardzo przyjazne mydełko. Ślicznie pachnie i faktycznie myje, a nie tylko naoliwia skórę jakimiś beznadziejnymi substancjami, które z myciem nie mają nic wspólnego. Plus, duży plus za pełnowartościowy kosmetyk – w opakowaniu są aż dwa mydełka!

4)Żel Spa Serene Aloe Vera –MINERAL CARE – dla mnie największa zagadka tego KissBoxa, właściwie nie wiedziałam do czego mam tego żelu użyć. Wydaje się być idealny na poparzenia słoneczne, ale jakoś nie przytrafiają mi się w styczniu. Przyznam szczerze, że nie próbowałam wsmarować go jeszcze w całe ciało, ale zrobię to jutro rano i napiszę, co o tym sądzę. Próbowałam natomiast nałożyć go na twarz i niestety trochę ściąga skórę. Trzeba potem użyć kremu. Natomiast wydaje się idealny na mój wstrętny ślad po oparzeniu podczas inhalacji nosa (swoją drogą jeśli znacie inne sposoby na walkę z takimi atrakcjami na twarzy to dajcie znać, Alantan odpada – zapycha mi skórę dookoła).

5)Balsam do ust – CARMEX – tego produktu chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Carmen jedni kochają, drudzy nienawidzą (bo szczypie), ja jestem jego fanką. Świetnie nawilża usta i dodaje im blasku, nie lepi się jak niektóre pomadki i jest bardzo wydajny.

Podsumowując: fajna zabawa i jeżeli ktoś ma ochotę wypróbować, to proponuję dziś, bo to ostatnia okazja do zapłacenia tylko 25 złotych. Mam nadzieję, że niedługo ruszą inne firmy z podobną ofertą!

 [edycja: dla porównania zawartość GlossyBox z UK]